Yeah!!!


Po niezłym meczu Pistons pokonują Kings 100 : 94 http://www.nba.com/games/20101114/DETSAC/gameinfo.html?ls=gt2hp0021000140#nbaGIboxscore
Kuester zaproponował niezłe rotacje. W pierwszej piątce wyszli weterani Wallace, Hamilton, Prince, Maxiell, Stuckey. Greg Monroe miał swoje 15 min, podczas których zdobył 6 pkt i miał 8 zbiórek. Charlie V i Ben Gordon grali po ok 25 min, byli na boisku w końcówce zapewniając Detroit zwycięstwo - szczególnie rzut Gordona z rogu, za 3 po podaniu Prince'a przesądził sprawę. Kilka razy błysnął też Y-Mac, m.i.n trafiając dwa fade away'e. Starterzy zaczęli pierwszą i trzecią kwartę, a reszta wchodziła sukcesywnie. Niezły pomysł, ale nie wszystkie decyzje trenera były idealne. Po pierwsze, Austin Daye w ogóle nie zagrał. Nie chodzi o kontuzje, więc trudno coś wywróżyć. Biorąc pod uwagę formę Bena Gordona, 25 min to zdecydowanie za mało. Pistons nie grali small ball, ale to nie jest powód, żeby najlepszy strzelec grał tylko pół meczu. Villanueva też zasługuje na trochę więcej. Monroe miał niezły dzień, szczególnie na deskach i w takiej sytuacji powinien grać trochę dłużej, tym bardziej, że Jason Maxiell był przyzwoity, ale nie świetny.
Poza decyzjami trenerskimi, Pistons nadal męczy dziura w środku. Carl Landry i Samuel Dalembert regularnie dobijali niecelne rzuty.
Demarcus Cousins grał 25 min, pokazał kilka dobrych ruchów pod koszem, ale szybko złapał 4 faule, w tym jeden techniczny. Statystyki miał identyczne jak Monroe, który grał 1o min krócej.
Ogólnie wyglądało to nieźle. Pistons wygrali drugi z trzech dotychczasowych meczy na obecnym West Coast trip. Dzisiaj ostatni mecz z Golden State. Go Pistons!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz