Tobias Harris

Tobias Harris jest samolubny, Tobias Harris jest kiepskim obrońcą, Tobias Harris słabo rzuca trójkę, Tobias Harris skończył się na "Kill Em All"... Tymczasem Pistons pozyskali młodego bardzo utalentowanego gracza, który może być gwiazdą. Ale to dopiero początek. Harris jest wszechstronny w ataku - solidny jako gracz catch & shoot, lubi zaatakować środek, żeby skończyć floaterem, czy z półdystansu, a mniejszych obrońców bierze na plecy i ustawia jak chce. Myślmy o nim jako o uboższej wersji Carmelo Anthony'ego. Oczywiście nawet to jest przesadą. Carmelo był i jest ofensywną maszyną. Ale Harris ma 23 lata i będzie się rozwijał pod czujnym okiem Stana Van Gundy'ego, otoczony graczami w podobnym wieku. Z Marcusem Morrisem mogą się wymieniać na pozycjach 3,4. I ni stąd ni zowąd Tłoki mają na obwodzie ekipę długorękich, atletycznych graczy, którzy mogą się wymieniać w obronie, bez specjalnego ryzyka wystawienia się na niekorzystny match up. Znając zacięcie defensywne SVG, można przypuszczać, że z grupy Harris, Jackson, Johnson, KCP, Morris ulepi naprawdę solidną obronę obwodu. Spójrzcie jakie postępy wykonał już Reggie Jackson i jak doskonale wpasował się Marcus Morris. Nie ma powodu sądzić, że Harris nie odnajdzie się i nie rozkwitnie w nowym, przyjaznym otoczeniu. Z całym szacunkiem dla Scotta Skilesa, ofensywa Orlando nie działała zbyt płynnie. Ersan Ilyasova ma pomóc rozciągnąć strefę, a Brandon Jennings, z którym Skiles zna się z Milwaukee, ma pomóc młodym graczom Magic w rozegraniu. Jestem zadowolony z gry Ilyasovy - dzięki za wszystkie faule ofensywne, które łapali na tobie przeciwnicy i trójki rzucane dużym łukiem w rozkroku ;-) Jennings zasługuje na osobne pożegnanie. Nadał ton, krótkiemu, ale burzliwemu etapowi w dziejach Pistons i trwale zapisał się w historii. Ale nie ma wątpliwości, że Pistons skorzystali na tej wymianie. Zaklepali zawodnika, którym byli zainteresowani w lecie - był wtedy zastrzeżonymwolnym agentem - i są z nim związani jeszcze 3 letnim niezbyt wygórowanym kontraktem. Wszyscy klaszczą Stanowi, Jeffowi Bowerowi i całemu sztabowi Tłoków. A to jeszcze nie koniec ... Tymczasem przyjrzyjmy się co potrafi nasz nowy gracz. I'm so excited, that I just can't hide it ...







Zadaniowiec

B-B-Ben Wallace!!!
Nie mam zbyt wiele czasu, żeby pisać o Tłokach, ale widzę, że ostatnio pisałem o meczu sezonu przeciwko Bulls. Cóż, czy wczorajsza dominacja nad mistrzami NBA i zafundowanie im dopiero czwartej porażki w sezonie nie było jednak TYM meczem? Pistons grali jakby spłynął na nich blask Bena Wallace'a. Konsekwentnie, razem, nieustępliwie, do końca. Kiedy grasz przeciwko tak wyjątkowej drużynie jak GSW A.D. 2016, ciężko jest powiedzieć, że przeciwnik nie dał im szansy. Przecież jedna, druga trójka Curry'ego, pick & roll z Draymondem Greenem, podanie Iguodali, pull up Thompsona i jesteście ugotowani. Ale Pistons nie pozwolili im rozwinąć skrzydeł, sprowadzając piękny zespołowy atak do siłowania 1 na 1. Czy coś wam przypomina widok znajomy ten?

Ben Wallace jest legendą w Detroit i poza nim. Każdy kto się interesuje koszykówką spod znaku Motown zna jego historię. Historię drugiego najmłodszego dziecka spośród 11 rodzeństwa rodziny, chłopaka z Alabamy, który zawsze musiał walczyć żeby udowadniać swoją wartość. Hmm ... trudno przecenić fakt, że jego mentorem, człowiekiem, który go odkrył i zarekomendował do college'u Virginia Union był Charles Oakley. Po udanej karierze uniwersyteckiej, Wallace nie został wybrany w drafcie, żeby występami w lidze letniej wywalczyć sobie miejsce w Washington Bullets/Wizards, których generalnym menedżerem był najwybitniejszy zawodnik w historii klubu ze stolicy, również niski center Wes Unseld. W Waszyngtonie początkowo Wallace grywał ogony, żeby stopniowo umacniać swoje miejsce w rotacji. W '99 został wymieniony do Orlando Magic gdzie grywał już w pierwszej piątce. Kiedy Magic mieli okazję pozyskać gwiazdę, skorzystali z niej i w kolejnym sezonie Grant Hill przeniósł się do Orlando, a Ben Wallace i Chucky Atkins wylądowali w Detroit. Znów znalazł się ktoś kto dostrzegł w nim potencjał. Kiedy Joe Dumars zdecydował się oddać Hilla, niedawnego kolegę z boiska, wszyscy naokoło pukali się w głowę, w najlepszym razie konstatując, że Pistons wchodzą w fazę przebudowy i lepiej im było pozbyć się swojej gwiazdy. Nikt nie twierdził, że zyskali więcej niż stracili. A jednak ... Odgrywając większą rolę Wallace stał się prawdziwą opoką defensywy. Zbierał po 13 - 15 piłek, blokował ponad 3 rzuty na mecz i wieeele utrudniał. Jego wyczucie pozycji, doskonała pomoc i niespożyta energia napędzała Tłoki, które pod wodzą Ricka Carlisle'a zaczęły liczyć się na Wschodzie, a w 2002 i 2003 roku Wallace zdobył nagrodę najlepszego obrońcy ligi. Tak narodził się Big Ben. Człowiek znikąd, który zdobył 4 tytułu najlepszego obrońcy NBA (jest rekordzistą razem z Dikembe Mutombo), dwa razy grał w finałach i jest mistrzem z 2005, kiedy równie dobrze mógł zostać MVP finałów.
Analizując grę wybitnych zbierających, któryś z trenerów powiedział, że sposób w który Wallace walczył o zbiórki był samobójczy. Nie chodzi o to, że zapałem i skocznością nadrabiał braki w ustawieniu. Ustawienie było zawsze właściwe, on po prostu nigdy nie odpuszczał. Jedynymi graczami, którzy przypominają Bena w tym aspekcie i których on przypomina są dla mnie Alonzo Mourning i Dennis Rodman. I teraz powiedzcie, gdzie się kończy zadaniowiec a zaczyna gwiazda? Czy w takiej sytuacji minimalne umiejętności ofensywne skazują gracza na łatkę walczaka, "tego od brudnej roboty"? Liczy się wpływ na postawę drużyny i udział w zwycięstwie. Wallace był 4 razy najlepszym obrońcą w sezonie, 5 razy wybierany do pierwszej piątki obrońców ligi, ma na koncie najwięcej bloków pośród graczy o jego wzroście lub niższych i jest najlepszym blokującym w historii Pistons. I to też nie oddaje jego wielkości. Big Ben wymiatał i zamiatał. Przez 4 lata z rzędu Pistons byli w Top 3 pod względem traconych punktów, a w sezonie mistrzowskim oddawali przeciwnikom zaledwie mizerne 84,2 kt. na mecz. Wallace był tym, który to umożliwiał i stworzył tożsamość drugiej największej w historii formacji Tłoków, ekipy "Go to Work". Po odejściu z Detroit nie szło mu już tak dobrze m.in dlatego, że jego umiejętności nie były wykorzystywane w optymalny sposób. Jest tyle hajlajtów ... Obejrzyjcie finały przeciwko Lakers, czy finał konferencji z Miami w 2006, żeby zobaczyć co robił z Shaqiem. Obejrzyjcie jakikolwiek mecz z tamtego okresu, żeby zobaczyć jaką siłę stanowił. Nie trzeba specjalnie szukać. Za każdym razem zobaczycie to samo. Big Ben nie miewał słabych meczów w Detroit. Jego zaangażowanie, pasja, wola walki i wpływ jaki wywierał na grę swojego zespołu stawiają go wśród najlepszych graczy Tłoków i najlepszych obrońców wszech czasów. Ben Wallace jest legendą. Od wczoraj jego koszulka z nr. 3 wisi pod kopułą The Palace. B-B-Ben Wallace!!!


Mecz sezonu

Święta już się chyba zaczęły, przynajmniej dla kibiców Pistons. Tłoki wygrały z Bulls po czterech dogrywkach 147 - 144!!!! Historycznie Pistons ustanowili już kilka rekordów w kategoriach zespołowych, choćby najwięcej punktów w meczu - 186 : 184 przeciwko Denver Nuggets w '83; najmniej punktów w meczu 19 : 18 jako Fort Wayne Pistons przeciwko Mineapolis Lakers. 4 dogrywki zdarzają się 10 raz w historii. Najwięcej to 6.

Ten mecz nie chciał się skończyć. I niewiele brakowało, a trwałby dalej, bo Jimmy Butler miał niezłą okazję do wyrównania w ostatnich sekundach. Wcześniej kolejni gracze Pistons siadali na ławce po przekroczeniu limitu fauli. Np. Andre Drummond, któremu udało się mimo tego rozegrać 54 minuty, zdobyć 33 pkt. i zebrać 21 piłek. Dre stanowi szczególny problem dla graczy Bulls. W poprzednim meczu przeciwko Chicago zaliczył 20/20. Chicago, które ma jedną z najlepszych formacji podkoszowych w całej lidze. Wiem, że nie mogą ułożyć rotacji, ale mogą rzucać przeciwko Dre Gasola, Noah, Gibsona. Każdy z tych graczy ma nad Dre przewagę w jakimś elemencie gry, a koniec końców Drummond i tak dominuje.

W tym meczu było dużo intensywności, która czasem prowadziła do błędów. Zawodnicy nakręcali się coraz bardziej i nikt nie chciał odpuścić. Przy tym niesamowite rzuty znajdowały drogę do kosza, szczególnie w końcówkach - patrz. trójka KCP na remis 123 - 123 w drugiej dogrywce, czy również trójka Butlera na 144 - 145 w końcówce czwartej. Uff ... To było jak klasyczna playoffowa seria w pigułce. Mi najbardziej podobał się crossover Reggiego Jacksona na Doug'u McDermott. Sprawdźcie to:


Jackson obudził się w czwartej kwarcie, kiedy zaczął niszczyć Bulls w pick & roll. Po raz drugi w sezonie został graczem tygodnia ze statystykami na poziomie 29,3 pkt, 7,7 asyst, 6,3 zbiórek i, co w jego przypadku szczególnie ważne, przy dobrej skuteczności. Niewielu graczy Tłoków może się pochwalić takim osiągnięciem. W tym sezonie również Dre, a wcześniej dwa i więcej tytułów gracza tygodnia zdobywali m.in. Isiah Thomas, Joe Dumars, Chauncey Billups czy Ben Wallace. Nie znaczy to zbyt wiele. Jednak Pistons coraz bardziej się rozkręcają, a Jackson jest tego główną przyczyną. Niedługo wraca Brandon Jennings i Jodie Meeks. Jeżeli forma będzie rosła, mamy szansę na znaczący krok naprzód w drugiej połowie sezonu. Z resztą wielu obserwatorów tak prognozowało. Natomiast trzeba powiedzieć głośno i wyraźnie: postawa Tłoków w pierwszej części sezonu jest pozytywnym zaskoczeniem, szczególnie wobec postępów jakie poczynili niektórzy lokalni rywale. Zapraszam na skrót meczu sezonu. Word up Detroit!!!

Nierówno

Pistons grają nierówno. Nie źle, nie poniżej oczekiwań - ba, nawet powyżej, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę wzmocnienie stawki na wschodzie. Przeważnie wznoszą się na wyżyny, jak Reggie Jackson ma dobry wieczór, a Andre Drummond zbiera przynajmniej 17-18 piłek. Jednak czasem dobra gra Jacksona nie wystarczy - tak jak wczoraj, kiedy zdobył 34 pkt, miał 11 zbiórek i 7 asyst. Cóż, chyba mamy pecha do Clippers. Poprzednio, podczas nieobecności Chrisa Paula, Jamal Crawford przejął batutę, a Blake Griffin po prostu był sobą. Wczoraj Griffin też miał mocny mecz, ale skórę uratował Clippers JJ Redick i właśnie Jamal Crawford. Pistons wrócili z dalekiej podróży, żeby objąć prowadzenie w czwartej kwarcie. Niestety nie udało się go dowieźć a JJ Redicka trafiając  trójkę doprowadził do dogrywki, w której Jamal Crawford ostatecznie pogrążył Pistons. Cóż, Clippers to wytrawna i doświadczona ekipa. A może też Pistons nie mają szczęścia grając przeciwko nim. Dzisiaj starcie z Celtics, czyli potyczka dwóch młodych drużyn z aspiracjami, prezentujących diametralnie odmienny styl. Mam nadzieję, że wszyscy już wiedzą, że nie należy polegać na szczęściu, a najlepiej byłoby też mieć gotowe inne scenariusze, na wypadek gdyby dobra gra Jacksona miała nie wystarczyć. Word up Detroit!!!


Ściana wschodnia

Mimo nieszczęśliwego zakończenia przeciwko Grizzlies, Pistons udało się utrzymać kurs. Wygrali z Sixers - niby trzeba, ale właśnie dlatego trudno, a w Philly mają już paru utalentowanych graczy. A wczoraj zdominowali Pacers, wykorzystując ich zmęczenie w back-to-back oraz swoją doskonałą dyspozycję po obu stronach. I tak z bilansem 14 - 11 Tłoki zajmują ósme miejsce w konferencji, przed Hawks, których dzieli od Detroit tylko gorszy wynik spotkań bezpośrednich. Na wschodzie dzieją się niesamowite zjawiska, rzekłbym paranormalne. Trzecie od końca Milwaukee pokonało do tej pory niezwyciężonych Warriors. Pierwszą i ostatnią drużynę z pierwszej ósemki dzieli jedno, powtarzam, jedno zwycięstwo!! Różnice w stawce są tak niewielkie, że pierwsze Cleveland ma 68% wygranych, a dziesiąte Orlando 52% ... Pierwsza piątka Pistons też jest wyrównana. Co chwila chcę napisać jaką stabilną formę prezentuje Marcus Morris i jaki jest skuteczny, ale akurat Ersan Ilyasova ma kolejny świetny mecz i wybija się na pierwszy plan. KCP jest sercem tej drużyny - nikt inny nie wnosi tyle walki do gry. Robi co do niego należy w ataku pozycyjnym, kiedy jest okazja frunie do kontry i zawsze kryje najlepszego gracza na obwodzie - przeważnie z powodzeniem. Mamy połowę grudnia, a już każdy mecz się liczy i każda wygrana jest niemal na wagę złota. Dlatego nie można dopuszczać do takich sytuacji:


Na szczęście potem było tylko lepiej:




Battle of 12 - 10 team(s)

Obawiałem się meczu z Hornets. I słusznie. Dla Detroit było to back-to-back, mecz wyjazdowy z przeciwnikiem, który ma podobne aspiracje, ale gra równo i ma lepszą ławkę. Al Jefferson i Michael Kidd-Gilchrist są kontuzjowani, a Charlotte i tak jest aktualnie na piątym miejscu w konferencji. Nicolas Batum ma już chyba kontuzje za sobą i rozkwitł w pierwszoplanowej roli, Cody Zeller dzielnie zastępuje Jeffersona, a jak nie on to równie naziemny Frank Kaminsky albo Spencer Hawes. Jeremy Lin wchodzi z ławki a Marvin Williams wykręcił przeciwko Pistons 14 i 12 ... Andre Drummond po raz drugi w tym sezonie nie zaliczył double - double (9 i 9) i przez kłopoty z faulami nie spędził na parkiecie nawet połowy regulaminowego czasu. Reggie Jackson po zdobyciu tytułu gracza tygodnia szybko wrócił na ziemię, albo jeszcze niżej - 4 pkt, 1 asysta, 3 straty w 24 minuty ... Kentavious Caldwell-Pope był najlepszym graczem Tłoków. Marcus Morris i Ersan Ilyasova dali po kilkanaście punktów, ale nie byli skuteczni. Cóż, przy takiej postawie Jacksona i Drummonda trudno było nawiązać równorzędną walkę.



Jakby Pistons wygrali, wskoczyliby na 7-8 miejsce na Wschodzie. A tak z bilansem 12-10 pozostają poza pierwszą ósemką. Dzisiaj podejmują Memphis Grizzlies, którzy też są 12-10 i siedzą na 6 miejscu na Zachodzie ... the times they are a changin

Utrzymać kurs

Pistons wygrali w tym sezonie z Cavs, Heat, Bulls i Hawks. Udowodnili, że mogą mocować się z każdym ... no prawie. Są drużyny, które grają basket totalny - Golden State, San Antonio, Thunder są jedną z tych drużyn. Jeżeli jesteś mocny w środku, Steven Adams, Enes Kanter, Nick Collison będą ci utrudniać życie i wywierać ciągłą presją na desce, a Serge Ibaka będzie wypłacał bloki z pomocy. Russell Westbrook jest jedyny w swoim rodzaju, a jak Kevin Durant rzuca 34 pkt, zbiera 13 razy i ma 5 asyst ciężko to wytrzymać. Drummond nie zanotował double - double, a Reggie Jackson trafił 4/16 w nieudanym powrocie do Chesapeake Arena i skupił się bardziej na wyzywaniu zaczepiających fanów.



To był zły mecz. Nets są słabi, a Pistons pozwoli im hulać. Brook Lopez miał zdecydowanie za dużo swobody, choć Andre Drummond zanotował mocne 20 pkt, 18 zbiórek. Reggie Jackson był 4/20 z gry w drodze po dumne 8 pkt. Ani razu nie znalazł też drogi na linię osobistych.



I kiedy nadzieja zaczęła topnieć ... los zesłał nam Rakiety. Komunikat "Houston, mamy problem" nie przestał rozbrzmiewać z wyrzuceniem Kevina McHale (niespodzianka!!) i Rockets, z nie do końca jasnych dla mnie powodów, wciąż są w rozsypce. A Pistons trafiali ze skutecznością 53%, Drummond, mimo kłopotów z faulami, zdominował środek, wraz z Dwightem Howardem - 24 i 13 wobec 8 i 10 Dwighta. Jeszcze niedawno Howard przejechał się po Dre, a ten dziękował mu za cenną lekcję ... cóż, te czasy szybko minęły. Stanley Johnson zaliczył najlepszy mecz sezonu - 19 pkt, 10 zbiórek, coraz pewniej czuje się w rozegraniu, a trójka z rogu staje się jego specjalnością.



Ale w zasadzie stan Pistons można podsumować stwierdzeniem: Pistons wygrywają, jak Reggie Jackson gra dobrze. Tak, Drummond jest numerem jeden, ale jeżeli Jackson jest agresywny i nadaje flow grze Pistons, Dre ma więcej miejsca, pod koszem, a skrzydłowi w dobrym rytmie łapią odegrania  zza łuku. Taktyka Detroit jest prosta i polega na tym, że jak Jackson minie pierwszego obrońcę, trzeba albo pomóc albo starać się powstrzymać 130 kilowy kataklizm nadciągający z zawrotną szybkością. Jackson nawet nie musi być specjalnie skuteczny, wystarczy żeby był szybki i zdecydowany. Przeciwko Rockets 31 pkt, 8 asyst. Ale erupcja nastąpiła w meczu z Suns. 34 pkt, w tym 24 po przerwie i 16 asyst. Jackson był motorem napędowym nieoczekiwanego powrotu z 16 pkt. dołka i wykończenia Suns. Wcześniej Drummond trafił dwa osobiste na wagę dogrywki! W ogóle był to niesamowity mecz ... choć nie powinien. Suns na wyjeździe grali bez Tysona Chandlera i Marrkieffa Morrisa. Cóż, nie ma co narzekać. A cichym bohaterem był Marcus Morris, zdobywca 24 pkt. i pierwszy, powtarzam, pierwszy zbierający Tłoków (14 zbiórek wobec 12 Drummonda). Morris gra nie tylko pod kontrolą, ale z pasją i poświęceniem, bez agresji. Man on a mission!!



Potem przyszła kolej na Bucks. Rewanż za wcześniejszą porażkę, noszącą znamiona blamażu, kolejne starcie Drummond - Monroe, Ersan Ilyasova przeciwko swojej byłej drużynie, Khris Middleton, który rozkwitł w Milwaukee, gdzie jest podstawową opcją w ataku. Tymczasem Drummond, mimo kiepskiej skuteczności przełamał Monroe - 17 pkt, 23 zbiórki wobec 14 pkt i 13 zb. Grega. Reggie Jackson i Marcus Morris dodali po 23 pkt. i Pistons dowieźli zwycięstwo.



Wczoraj do The Palace zawitało pożegnalne tournee Kobe Bryanta. Odkąd Kobe ogłsił, że to jego ostatni sezon, wszędzie witają go brawa. Wczoraj spiker Pistons John Mason zrobił Bryantowi wejście na miarę Bena Wallace'a. Cóż, należało się. Długo nie lubiłem Bryanta, ale z czasem zacząłem doceniać, że jest nie tylko chorobliwie ambitny i pracowity, ale też inteligentny i autoironiczny, czego nie można powiedzieć np. o gościu, na którym się wzorował i którego tak bardzo przypomina. Niestety formę Kobe ma już za sobą i na jego pierwszy celny rzut z gry musieliśmy czekać do trzeciej kwarty. A Pistons? Grali tak jak ostatnio i kompletnie zdominowali Lakers. KCP trafiał 65% z gry w drodze po 22 pkt. Dre był sobą, a Reggie Jackson dorzucił 20 pkt i 6 asyst.



A propos Reggiego, jest drugim Tłokiem, który w tym sezonie został graczem tygodnia na Wschodzie(poprzednio Andre Drummond dwa tygodnie pod rząd) - średnio 27 pkt, 8,8 asyst ze skutecznością 57% z gry i 53% za trzy!!! It's gettin hot in here!! Powtórzmy więc raz jeszcze, Pistons zajdą tak daleko, jak Reggie Jackson ich zabierze ... czy jakoś tak ... Deeeetroit Basketbaaaall!!!!!


 

8 - 7 Heat check

Co można napisać o tym meczu? Heat mieli bilans 7 - 1 i jedną z najlepszych defensyw ligi. Nie spodziewałem się zbyt wiele. Co najwyżej brzydki mecz i wyciśnięte zwycięstwo. Tymczasem Andre Drummond zaczął jakby chciał zablokować każdy rzut, przejąć każdą piłkę i ukarać każdego, kto zapuści się w pomalowane. Przestawiał Hassana Whiteside'a, udaremniał próby wejść, dominował. Skończył z 18 pkt, 20 zbiórkami i 5 blokami. A reszta dołączyła do zabawy. Reggie Jackson był skuteczny i niczego nie forsował, Ersan Ilyasova dobrze się bawił zwodząc Chrisa Bosha pass fake'm, Anthony Tolliver budzi się z jesiennego snu - 4/6 za trzy i duuużo pewności siebie. Pistons trafiali zza łuku ze skutecznością prawie 52% (16/31) wobec 30% Heat, 18 razy zbierali na atakowanej desce, Dwyane Wade rzucił 2 pkt, a Chris Bosh 9 ... One of those days!!

7 - 7 The East is the Beast


Żeby być dobrą drużyną przeważnie trzeba dominować na swoim podwórku. Cóż, dalekie wyjazdy, mecze z drużynami, które widzi się raz do roku - do takiego zadania trudniej się przygotować. Tymczasem Pistons pozwolili sobie na porażkę we własnej hali z Wizards, a z Bucks w Milwaukee chyba zapomnieli się stawić na mecz.
  • Koniec serii! Przeciwko Wizards Andre Drummond po raz pierwszy w tym sezonie nie zaliczył double-double. 13 zbiórek i 8 pkt. W ostatniej akcji był przez chwilę wolny pod koszem i Reggie Jackson powinien go znaleźć. Byłby to wsad na podtrzymanie serii i przedłużenie nadziei na wygraną o dogrywkę. Przy okazji, Marcin Gortat aka Polish Hammer zdecydowanie zbyt śmiało poczynał sobie w środku. 
  • Marcus Morris daje z siebie wszystko -18 pkt, 9 zbiórek. Pod jego przewodnictwem Pistons zniwelowali straty. W ostatniej akcji nie trafił trójki z trudnej pozycji, po czym długo leżał na parkiecie z głową w dłoniach.
 
  • Mecz z Bucks był trudny do zniesienia. Szkoda, bo na niego czekałem. Pierwsze spotkanie o punkty z Gregiem Monroe, powrót Ersana Ilyasovy do Wisconsin. Przyjemnie było patrzeć na Monroe i jego naziemny styl. 20 pkt, 13 zb. - pod koszem robił swoje. Drummond rozpoczął nową serię zaliczając 15 i 15, ale nie miał dobrego meczu. W zasadzie wszyscy oprócz Stanleya Johnsona grali słabo. A obrona, która raz po raz zostawiała nie trafiającym z dystansu Bucks alejkę pod obręcz, była wręcz katastrofalna. W ataku stagnacja. 
  • Natomiast Johnson zdaje się coraz lepiej znajdować swoje miejsce na boisku. Dobrze atakuje z rogów obcinając się od linii końcowej i podejmuje coraz lepsze decyzje. Od początku widać, że dużo umie, ale nie jest w stanie tego poskładać. Raz za bardzo forsuje, następnie niepotrzebnie oddaje, jak już minął obrońcę. W jego przypadku problemem nie jest dostosowanie się do siły i szybkości na poziomie NBA, czy niedostatek umiejętności. Kwestia, żeby umiał odpowiednio wykorzystać to co już ma. Jak mu się uda, zobaczymy gracza, który buńczucznie zapowiadał walkę o tytuł debiutanta roku. Czekajmy cierpliwie. 


Zach Lowe napisał ostatnio, że Pistons mogą być o jedną wymianę od włączenia się w walkę na Wschodzie. Ławka jest strasznie cienka, jedna z najgorszych w lidze. Fani czekają na powrót Brandona Jenningsa, ale ten będzie po poważniej kontuzji. Po cichu liczymy też na rozwój Stanleya Johnsona, powrót Jodie Meeksa i lepszą formę niektórych zmienników. To może nastąpić i dać Pistons dodatkowy zastrzyk energii. Ale Wschód jest na razie lepszy od Zachodu. Z bilansem 0.500 Tłoki są poza pierwszą ósemką. Toronto, Washington, Charlotte, Indiana, Boston, New York - nikt tu już nie jest chłopcem do bicia. A Cleveland, Miami, Atlanta, Chicago mogą być poza zasięgiem. Przed młodymi Pistons stoi więc trudne zadanie, trudniejsze niż rok temu. W 2016 zapewne nie uda się wślizgnąć do play off z ujemnym bilansem, a 41 - 41 też może nie wystarczyć. Do roboty! Deeetroit Basketbaaall!!!

7 - 5 Bad Boys, Bad Boys whatcha gonna do ...

... whatcha gonna do when they come for you? Pamiętam jak oglądając prawdziwych Bad Boys miałem wrażenie, że ich mecze zawsze mają podobny przebieg. Przeciwnicy hasają, wychodzą na prowadzenie, a w czwartej kwarcie Detroit podkręca defensywę, Isiah, Joe Dumars i Vinnie Johnson łapią wiatr w żagle, Bill Laimbeer, Rick Mahorn i Dennis Rodman czyszczą deskę ... i pozamiatane.


Oczywiście obecni Pistons (jak ich nazwiemy ... patrząc na gładkie lica Jacksona, Drummonda, Morrisa i Ilyasove, może Ugly Boys?) są w fazie raczkowania i daleko im do bycia stabilną drużyną, która regularnie gra swoje i dyktuje warunki. Ale mają już system, sposób gry i umieją przycisnąć, żeby w końcówce przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Tak była przeciwko mistrzom wschodu Cavaliers. A wczoraj w Mineapolis znów odrabiali straty, dominując w drugiej połowie i odbierając Wolves nadzieję na pierwsze w tym sezonie zwycięstwo w Target Center.

  • Wolves są naprawdę ciekawą drużyną. Andrew Wiggins ma dynamit w chudych nogach, a Karl Anthony Towns był 8/10 z gry i robił wszystkiego po trochu - trafiał z dystansu, atakował po koźle, zbierał, blokował. Umiejętnościami i stylem gry przypomina innego wychowanka Kentucky Wildcats, Anthony'ego Davisa. Ale w drugiej połowie Pistons nie pozwolili mu rozwinąć skrzydeł.
  • To było spotkanie starych dobrych znajomych. Tayshaun Prince wychodzi w pierwszym składzie Wolves i ... nie przeszkadza. A tuż za ławką siedział wieloletni trener od przygotowania fizycznego, jeden z najlepszych w NBA Arnie Kander.
  • Andre Drummond demoralizuje. Szybko złapał dwa faule i zaczął powoli. Ale w trzeciej kwarcie zdobył 15 pkt, z czego 9 z rzędu. Wolves nie mieli na niego żadnej odpowiedzi. Skończył z dorobkiem 21 pkt, 11 zbiórek. Seria double-double trwa, choć przez chwilę drżałem, że jest zagrożona. 
  • Reggie Jackson grał naprawdę solidnie - nie motał się w kozłowaniu, regularnie mijał Ricky'ego Rubio, a w końcówce dwa razy skutecznie wbił się pod kosz, czym przypieczętował wygraną.
  • Marcus Morris miał 11 zbiórek. Piszę o tym, bo to naprawdę niespotykane, żeby ktoś zrównał się z Dre w tej kategorii.
  • Pistons są na czwartym miejscu w lidze pod względem rzutów osobistych oddawanych przez przeciwników. Trzymać przeciwników przed sobą, zacieśniać środek, nie faulować - word up Stan!!!