Uff ... !!!

Nareszcie!!! Po pięciu porażkach w meczach, z których dwa można było wygrać, Pistons odbili się od dna i pokonali u siebie Charlotte Bobcats 97 - 90.
Widziałem to na własne oczy dzięki dobrodziejstwu league pass. Pistons prowadzili 32 - 15 po pierwszej kwarcie i to prawdopodobnie zadecydowało o zwycięstwie. Bobcats prawie wyrównali w trzeciej kwarcie, ale w końcówce Pistons odskoczyli zachowując prowadzenie 72 - 64 przed decydującą częścią gry. W czwartej Bobcats prawie wyrównali, lub może nawet wyrównali, ale Pistons ponownie odskoczyli na kilka punktów - penetracja Ripa na 2+1, ważna zbiórka Monroe'a i skuteczność na linii rzutów wolnych przypieczętowały pierwsze zwycięstwo w sezonie.
Detroit zaczęło ustawieniem weteranów - Tracy McGrady zastąpił odsuniętego od meczu Stuckey'a, Ben Gordon wyszedł w pierwszym składzie, Prince, Daye, Wallace dopełnili piątkę.
McGrady grał jako playmaker i był to bardzo solidny występ. Rozważnie i cierpliwie obdzielał kolegów piłkami, dwa razy pokazał, że pierwszym krokiem jest w stanie minąć obrońcę. Był naprawdę efektywny. Skończył z 10 pkt, 2 asystami, 2 przechwytami w 23 min. Jak tak dalej pójdzie, będzie liczącym się elementem drużyny.
Prince często brał na siebie ciężar rozgrywania i ustawiania drużyny pod zagrywki. Był agresywny w ofensywie i zaangażowany. Nie wiem czy frustracja, którą często wyrażał gestami wynikała z woli walki, czy ogólnej irytacji na drużynę, świat, etc.
Wallace nadał odpowiednią intensywność w obronie na początku meczu. Przechwyty, wybicia, zbiórki, do tego dwa wsady, po ładnych podaniach od McGrady'ego.
Austin Daye rzucił dwie trójki w pierwszej kwarcie, potem raczej zniknął z pola widzenia. Był aktywny w defensywie, ale w drugiej połowie nie grał długo.
Ben Gordon - najjaśniejszy punkt w ofensywie. Trafiał równo i regularnie. Rzucał po zasłonach lub kreował swój własny rzut po koźle. Gordon nie umie rozgrywać, ale jeżeli będzie kontynuował swoją passę w ofensywie, nie widzę jak miałby nie grać w pierwszym składzie. Grał 40 min, najwięcej w drużynie, często razem z Ripem.
Hamilton nie miał dobrego dnia w ofensywie - 2 na 7 z pola, za to trafił ważne punkty w końcówce a na linii był 11 na 11.
Will Bynum wrócił po lekkiej kontuzji i ponownie został poobijany. Nie był zbyt skuteczny, ale grał ze swoją normalną szybkością i zaangażowaniem.
Charlie V trafił buzzer beatera za 3 na koniec 3 kwarty. Przypominało to trochę jeden z rzutów McGrady'ego z pamiętnego meczu Rockets - Spurs, kiedy zdobył 13 pkt w 33 sekundy. Wracając do Villanuevy, był skuteczny, ale grał tylko 23 min.
Greg Monroe, którego zostawiłem na koniec, choć wcale w meczu na końcu się nie znajdował. Zagrał 20 min, miał 6 zbiórek, w tym 4 ofensywne (najwięcej ex equo z Wallacem), 9 pkt przy niezłej skuteczności, blok i asystę. To wszystko można wyczytać ze statystyk. Czego nie można wyczytać to, tego że był na boisku w kluczowych, końcowych minutach meczu. Był zestawiony z resztą pierwszej piątki i właściwie zastąpił Wallace w drugiej połowie. Był bezbłędny z osobistych (3 na 3), miał ważną asystę do Gordona, który trafił za 3. Zebrał też kluczową piłkę w końcówce. Przeprowadził ładną akcję solową, post upując Geralda Wallace i trafiając półhakiem z półdystansu. Piszę o tym tak wyczerpująco, gdyż bardzo liczę na rozwój Monroe'a. Z cało meczowych obserwacji stwierdzam, że Monroe jest naprawdę duży. Ze swoimi szerokimi ramionami wyglądał niemal jak Frankenstein, a zawodnicy rozmiaru Tyrusa Thomasa wyglądali przy nim jak szczypiorki. Monroe nie biega zbyt szybko i sprawia wrażenie jakby nie do końca panował nad swoimi ruchami - jak szczeniak, który szybko rośnie i nie koordynuje swojego ciała. Stąd zapewne przylgnęła do niego łatka sofciaka. Jednocześnie ta pozorna miękkość i brak dynamiki są połączone ze świetną pracą nóg, dobrym timingiem, i miękką kiścią. Poza tym, jak już pisałem, jest duży i umie się ładnie zastawić. Bardzo interesująca to persona ;-)) Go Greg!!! Go Pistons!!!
Wracjąc do meczu, gdyby Bobcats nie byli tak płytcy w ofensywie, Pistons ponownie mogliby zostać skarceni. Nie było tu wielkiej gry, poza pierwszą kwartą, ale plan taktyczny był przyzwoicie realizowany. Pistons, szczególnie pod nieobecność Stuckeya grają klasyczny half court i o ile dobrze się komunikują, taki styl przynosi efekty. Teraz trzeba wygrać u siebie z Warriors i zacząć próbować budować coś od tego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz