Blazin ...

Pistons już kolejny dzień odpoczywają przed dzisiejszym meczem z San Antonio. W międzyczasie zajmę się inną drużyną, do której mam wielki sentyment i szacunek od czasów piątki Porter-Drexler-Kersey-Williams-Duckworth. Portland to team chyba najbardziej prześladowany przez kontuzje w ostatnich latach. OK, Pistons nie mieli 1/3 składu przez większość zeszłego sezonu, ale nawet jakby wszyscy byli dostępni i tak niewiele by to zmieniło w ogólnym stanie drużyny. Teraz mają prawie pełny skład, może nawet zbyt pełny, bo co chwila kogoś przykuwa się do ławy na czas nieokreślony. Tymczasem Blazers zmontowali skład mający walczyć o mistrzostwo. Jednak permanentne kontuzje młodego centra Grega Odena i psujące się kolana lidera drużyny Brandona Roya, znów wyrzuciły Blazers na peryferie play offowego krajobrazu na Zachodzie. A Zachód, mimo exodusu gwiazd na Wschodnie wybrzeże, dalej jest bardzo mocny i wyrównany. Znów kilka drużyn z dodatnim bilansem nie dostanie się do play off. W tych okolicznościach Blazers łatwo mogli wypaść ze stawki. Tymczasem trzymają się mocno i zajmują 5 miejsce ex equo z Denver Nuggets.
Podobno jeszcze niedawno rozważali sprzedaż rozgrywającego Andre Millera. Na szczęście opamiętali się, bo Miller to jeden z najbardziej efektywnych play makerów ligi, gość, który zawsze gra swoje, a poza talentem do dystrybucji, ma cały arsenał oldskulowych ruchów w ofensywie i fizyczność pozwalającą mu brać na plecy większość jedynek. Podczas gdy Roy bardzo powoli wraca do formy, rolę lidera przejął silny skrzydłowy LaMarcus Aldridge. Do tego sezonu Aldridge był uznawany za utalentowanego wysokiego, który jednak woli rzucać z półdystansu i nie angażuje się wystarczająco w walkę pod obręczą. W przerwie przedsezonowej ciężko pracował nad zwiększeniem siły i dynamiki. W obliczu bezkrólewia, Aldridge przyszedł i wziął co jego. Świetnie trafia na dystansie, zbiera i dobija na atakowanej tablicy, rozszerzył repertuar ruchów w pomalowanym, a imponujący zasięg sprawia, że jest w zasadzie nie do ruszenia dla większości obrońców. LA jest więc go to guy. Dalej mamy cały rząd atletycznych graczy, którzy mogą grać na trzech pozycjach i są prawdziwą zmorą, biorąc pod uwagę, że Portland gra dużo obrony strefowej. Gracze zmieniają się kryciem, niewiele tracąc. Nicolas Batum, 203 cm, długie ręce, szybki i wszechstronny. Właśnie pozyskany z Charlotte Gerald Wallace, gość, który przy wzroście 201, w zeszłym sezonie zbierał średnio 10 piłek na mecz, a siłą i dynamiką mógłby obdzielić kilku graczy. We wczorajszym  wygranym meczu z Miami krył raz Wade'a, raz LeBrona, zdobywając przy tym 22 pkt i zbierając 9 piłek. Na Jamesie zrobił and one. Dalej mamy Rudy'ego Fernandeza, który już  się nie gniewa na klub i robi to co umie najlepiej - biega, rzuca trójki, gryzie parkiet. Pozyskany przed sezonem z Utah, Wesley Matthews to kandydat do nagrody Most Improved Player. Prawie podwoił swoje zdobycze punktowe z zeszłego sezonu. Fizycznie, to gracz postury Vinniego Johnsona. Jest prawie kwadratowy, niełatwo go przepchnąć ani obiec. O atletyczności nie będę już wspominał. W końcu Brandon Roy, który po operacjach na obydwu kolanach, ma limit do 20 minut w meczu. Brakuje mu eksplozywności, ale wciąż widać jak na dłoni, jak utalentowanym jest zawodnikiem i z jaką łatwością gra jeden na jeden. Portland na pewno brakuje centra. Aldridge często z powodzeniem wypełnia tę rolę, podczas gdy Gerald Wallace gra na czwórce. Ale gdy przyjdzie play off i Blazers trafią na Lakers, trudno będzie zniwelować te braki. Pierwszym centrem jest Marcus Camby, który zbiera średnio 11 piłek w meczu i blokuje 1.7 rzutu. Hej, to więcej niż przyzwoicie. Ale przy tak młodych, utalentowanych graczach, którzy notują postęp, przydałby się młody utalentowany center, który pozwoliłby Cambyemu być mentorem i ważną opcją z ławki. Nie wiem czy Blazers dadzą jeszcze jedną szansę Gregowi Odenowi, ale szczególnie po oddaniu Joe Przybilli za Wallace'a, lepiej żeby nikt z wysokich się nie połamał. Wreszcie na ławce trenerskiej siedzi Nate McMillan. To dzięki niemu Blazers są drużyną grającą twardo, powoli i metodycznie. Ruch piłki po obwodzie, extra pass, konsekwentne granie schematów, wymienność w obronie. Blazers są zachodnią wersją Pistons, tych dobrych Pistons z czasów "Go to Work";-))
Tutaj skrót meczu z Miami http://www.nba.com/games/20110308/PORMIA/gameinfo.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz