Miłe złego początki

... a raczej dobra gra przez większość meczu i niemoc w końcówce czwartej kwarty. Pistons długo przewyższali Magic pod względem energii i egzekucji, ale ci zaczęli trafiać trójki, kiedy było to najbardziej potrzebne.
Rotacja Kuester'a wyglądała trochę lepiej, chociaż nie bez wad. Prince został za wcześnei usunięty z gry w pierwszej połowie. Austin Daye nie grał w ogóle. Na plus zapisuje się, że Q nie grał niską piątką w końcówce. Zostawił na boisku Gordona i Charliego V, ale jak ten pierwszy nie mógł znaleźć rytmu, zastąpił go Hamiltonem. Żaden kick ass, ale zawsze jakaś logiczna decyzja. Big Ben Wallace zebrał 10,000 zbiórkę w karierze i czwartą kwartę przesiedział na ławce kosztem Grega Monroe, który grał aż 24 min. Był to wynik jego aktywności i dobrej gry w defensywie przeciwko Dwight'owi Howardowi. Akcja w IV kwarcie, kiedy rzucił się w ataku na parkiet po bezpańską piłkę, po czym zdążył zablokować lay-up Brandona Bassa w kontrze, najwyższych lotów. Więcej o tym i o rozwoju Greg'a tutaj http://www.mlive.com/pistons/index.ssf/2010/11/three-pointers_greg_monroe_tak.html "Just like he did against Zach Randolph and Amar'e Stoudemire last week, Monroe used his body to physically engage Howard. Monroe also exhibited quick hands, stripping Howard twice before he could go up for a shot."
Wyglądało to nieźle ale do czasu, a przegrana jest przegraną ... niestety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz