cold cold ground

Pistons przegrali sromotnie z Clippers. Nic nikomu nie siedziało. Niby starali się grać swoje, ale wszyscy byli pół kroku spóźnieni, jakby się zarżnęli w meczu z Atlantą. To nie Ekstraklasa! Tu trzeba być na 100% dzień w dzień, szczególnie jak się ma bilans 8-19 (po meczu). A jak nie idzie, to trzeba się umieć odbudować w defensywie, a tego też zabrakło. Z kronikarskiego obowiązku http://www.nba.com/games/20101217/LACDET/gameinfo.html Najlepszym i jedynym zawodnikiem Pistons był ponownie Charlie V, ale przy 50% z gry i 7 na 8 z osobistych, trafił tylko 1 na 6 za 3. Pierwsza piątka zagrała katastrofalnie. Wydaje mi się, że oprócz oczywistej potrzeby wysokiego podkoszowego, Pistons najbardziej potrzebują lidera - kogoś, kto będzie umiał wziąć ciężar gry na siebie i będzie umiał uruchomić kolegów z drużyny - najchętniej widziałbym rozgrywającego, który jest zorientowany na grę zespołową i ma talent asystenta. Kilka podań Barona Daviesa tylko mnie w tym utwierdziło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz