Wielki wieczór Wielkiego Bena

Wczorajszy mecz ze Spurs był zdecydowanie najciekawszym spotkaniem Pistons w tym sezonie. Niestety przegranym - piszę "niestety", bo draft draftem, ale chciałem zobaczyć jak historyczny i wyjątkowy mecz Bena Wallace'a kończy się zwycięstwem. Body zagrał wczoraj swoje 1,055 spotkanie ustanawiając rekord dla zawodnika niewybranego w drafcie (wyprzedził byłego gracza Spurs i również mistrza NBA, a obecnie trenera NJ Nets, Avery'ego Johnsona). Trochę go jeszcze wyśrubuje do końca tego krótkiego sezonu, zanim na dobre zawiesi buty do kosza na kołku. Natomiast, w dalszej przyszłości, jego koszulka na pewno zawiśnie pod kopułą The Palace. W tym sezonie Wallace wchodzi z ławki, żeby dać 15-20 minut dobrej defensywy, doświadczenia i twardości. Wczoraj było inaczej. Grał ponad 26 min., dłużej niż Greg Monroe, który miał sporo problemów w ofensywie przeciwko Duncanowi. Znak, że ten wieczór będzie szczególny Ben dał na początku 4 kwarty kiedy nieoczekiwanie trafił jumper z dalszego dystansu. Niedługo później, wobec upływających 24 sekund, trafił piękną trójkę ze skrzydła, zmniejszając stratę do 9 pkt. Do tej pory Pistons starali się, ale zbyt często padali ofiarą dobrego ruchu piłki po obwodzie i albo zostawiali niekrytego strzelca na dystansie, albo podkoszowym Spurs udawało się wślizgnąć w pomalowane. Trójka Bena dała sygnał do ataku i Tłoki wyszły na prowadzenie na 5:28 do końca. Wtedy Spurs zaczęli stosować Hack-a-Ben, faulując Wallace'a już w połowie boiska. Big Ben kilka razy trafiał pierwszy osobisty, żeby w drugim zrobić airball. W sumie trafił 4 na 8 i Spurs musieli zmienić taktykę. Walka, często brutalna, toczyła się do ostatniej minuty, kiedy Tony Parker przypieczętował wygraną Ostróg. Pistons nie znaleźli też wielkiego uznania w oczach sędziów. Manu Ginobili zastosował dwa skuteczne flopy, a Ben Gordon był faulowany przez Duncana przy rzucie za 3 w ostatnich sekundach. Gwizdek milczał, a BG dostał jeszcze faul techniczny za pretensje. Trudno, wygraną moglibyśmy zadedykować wiadomo komu, ale też wiadomo kto ma tyle sukcesów na swoim koncie, że nie ma czego żałować - mistrz NBA 2004, 4 razy najlepszy obrońca ligi, 2 razy najlepszy zbierający i 5 razy w All Defensive First Team. A to dopiero wierzchołek góry!! Poza pomocą na parkiecie, Wallace ma nieoceniony wpływ na młodych graczy, będąc przykładem zaangażowania i pracowitości. Na pewno pomógł zbudować początki, mam nadzieję, nowej tożsamości, która pozwoliła Tłokom wygrać ostatnio 4 mecze a wczoraj walczyć do końca. Pistons, choć popełniają dużo błędów, grają coraz intensywniej, nie unikając kontaktu fizycznego. Sporne, twarda walka pod koszem, często zakończona guzami i siniakami, pomoc na zbiórce - to nowość w repertuarze, a nikt nie może być z tego bardziej dumny niż Ben Wallace, w prostej linii boiskowy spadkobierca Dennisa Rodmana, Ricka Mahorna, Billa Laimbeera. Jednak nie szufladkujmy!! Big Ben gra ... grał w innych czasach, kiedy kontakt fizyczny nie był już tak dozwolony. Nie przeszkadzało mu to dominować w oparciu o ... no właśnie, o co? Siła - OK, atletyzm - jak najbardziej, ale nie dajmy się złapać w pułapkę "defensora o niesamowitych warunkach fizycznych" czy "pracowitego gościa". To wszystko prawda, ale Wallace jest po prostu wyjątkowym graczem, którego boiskowe instynkty są rzadkim talentem. A co do warunków, to przez całą karierę grał jako niższy gracz na swojej pozycji, a odkąd  kolana odmówiły mu posłuszeństwa, wciąż jest niesłychanie solidny. Ciągle możemy podziwiać jego maestrię, zaangażowanie i brak niepotrzebnego gwiazdorstwa. Jest pierwszy w sali treningowej i zostaje na siłowni po meczu. Za to jako ostatni jest wywoływany przez spikera na boisko - w końcu, co będzie stał na darmo, wiek ma swoje prawa;-)). Unika szumu medialnego i jak sam stwierdził, jak chcesz z nim pogadać, musisz się z nim spotkać.  Nawet w wieku 37 lat, Pistons będzie go bardzo brakować. Word up Detroit!!!

4 komentarze:

  1. Mały minus za to, że polazł do Byków. Mógł iść wszędzie tylko nie tam !!!! Oczywiście duża w tym zasługa naszego pożal się Boże "menago", bo nie wierze, że nie mogli się spotkać w połowie "dolarowej drogi". No trudno było minęło. Zresztą gdyby został to Joe i tak znalazłby sposób aby wszystko spieprzyć...

    OdpowiedzUsuń
  2. No wiadomo, Ben nie jest żadnym rycerzem w lśniącej zbroi. Bywało różnie. Chciałem tylko podkreślić, że nie jest/był po prostu przypakowanym pracusiem, jak niektórzy go odbierają, śmiejąc się z jego słabości ofensywnych, ale naprawdę super utalentowanym graczem. Niedawno dał do zrozumienia, że z Detroit odszedł z powodów sportowych, a nie dla pieniędzy. Ale dolary też na pewno zrobiły swoje. Nie winię go za to. Natomiast sportowo stracił.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mój Boże. Ja nie rozumiem tego zespołu. Przegrywaja ze słabymi Wizards by pojechać do Bostonu i zlać Celtics. Czy może mi to ktos wytłumaczyć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę bo dopiero się zgrywają i forma się waha, trochę bo w tej lidze każdy może wygrać z każdym, a trochę, bo mamy taki popaprany polokautowy sezon.

      Usuń