Quo vadis Joe?

Zbliża się draft, z którym wszyscy sympatycy Pistons wiążą tak duże nadzieje. Mimo wielu zastrzeżeń do loterii, budowanie drużyny przez draft jest jedną z podstawowych strategii rozwoju. Patrz Bulls, czy Thunder. Problem w tym, że potrzebne jest też trochę szczęścia. To Pistons mieli, przechwytując Grega Monroe z 7 numerem draftu 2010, bo Warriors postanowili zmienić swoją tożsamość na defensywną i wzięli Ekpe Udoh przed nimi. Szczęściu trzeba też pomóc, czyli zresetować skład, żeby zaliczyć okolice dna i zwiększyć szanse na dobry wybór, jak również poprawić sytuację finansową. Tego Pistons nie zrobili. Podpisanie Taya Prince'a było ruchem, który miał pomóc w rozwoju młodych graczy. Mam do Prince'a sporo zastrzeżeń, głownie za oddawanie zbyt wielu rzutów, ale trudno mi ostatecznie ocenić jego wkład w boiskowy i pozaboiskowy rozwój młodzieży. Tak, czy inaczej, w ten sposób nie mieliśmy szansy na rzetelne zatankowanie. Co do swobody finansowej, która wiąże się z przebudową, zarząd wykonał dobrą robotę podpisując zawodników jak Damien Wilkins i Walker Russel Jr. na krótkie kontrakty, które schodzą z końcem roku. Zakontraktowano też kluczowych młodych graczy, jak Jerebko i Stuckey. Ten drugi miał świetny sezon i w zasadzie zamknął usta krytykom, do których sam należałem. Jednak złe kontrakty Bena Gordona i Charliego Villanuevy pozostawiają Tłokom niewielkie pole manewru jeżeli chodzi o podpisanie wolnych agentów i wymiany. Cóż, czas leci i przyszły sezon będzie ostatnim rokiem gwarantowanym na kontrakcie Gordona, co czyni go możliwym do przehandlowania. Charlie V. właśnie pokazał oznaki życia, ale daleko mu do bycia transferowym atutem. Nie należy więc liczyć, że dobry wybór w drafcie Tłoki będą mogły uzupełnić klasowym graczem pozyskanym na rynku. A co do samego wyboru, aktualnie jesteśmy na ósmym miejscu od końca. Mam nadzieję, że uda nam się upolować naprawdę wartościowego gracza, ale nie liczę na to, że będzie to game changer. Oczywiście, takie rzeczy się zdarzają nawet z niższymi wyborami, jak również w II rundzie, ale statystyki są w tym względzie bezlitosne. Czy trzon Greg Monroe, Rodney Stuckey (15 pick 2007), Brandon Knight + ktoś z tego roku wystarczy za motor napędowy na przyszłe lata? Na pewno będą potrzebne wzmocnienia. Historycznie Joe Dumars zawsze cenił weteranów. Mistrzowski skład 2004 to kolektyw młodych weteranów po przejściach, którzy wspólnie wznieśli się na najwyższy poziom. Pozyskanie Chauncey Billupsa, Bena Wallace'a, Ripa Hamiltona i genialny trade po Rasheeda to mistrzowskie posunięcia. Dumars nie bał się podejmować niepopularnych decyzji i żonglować zawodnikami, żeby w końcu uzyskać mistrzowską miksturę. Jak będzie tym razem? Na razie nie mamy mocnych kart przetargowych, więc zapewne pozostaniemy drużyną, która rozwija swoją bazę młodych graczy. Będzie postęp, może play off ... A co potem, kiedy już staniemy się solidnym średniakiem? Możliwe, że część naszego młodego trzonu zostanie wymieniona, żeby dokonać kolejnych wzmocnień. Ale żeby to było możliwe, trzymajmy kciuki za dobre wybory 2012. Od nich naprawdę dużo zależy. I pamiętajmy o perełkach drugiej rundy. Może tam trafi się walczak pokroju Jerebko. Od teraz do 28 czerwca postaram się dokonać solidnego przeglądu kandydatów i możliwych scenariuszy. Draft madness in tha house!!! Zaczynamy!!

P.S.
W przeciwieństwie do ekipy Go to Work, wielu z kluczowych zawodników ery Bad Boys zostało pozyskanych w drafcie:
1981: #2 Isiah Thomas
1985: #18 Joe Dumars
1986: #11 John Salley, #27 Dennis Rodman

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz