Andre Drummond, czyli Pistons mają dziecko

Byłem przeciwnikiem typowania Drummonda w Top 3, czy Top 5 draftu. Wychodziłem i nadal wychodzę z założenia, że o ile w drafcie kluby wybierają talent, a statystyki z college'u nie przekładają się na zawodowstwo, to dorobek uniwersytecki jest podstawowym kryterium prognozowania przebiegu kariery zawodowej. Andre Drummond z czasem był coraz rzadziej typowany w Top 3 lub Top 5 i widząc, że pojawiła się niewielka szansa, że utrzyma się do dziewiątego wyboru, wciąż uważałem, że jest to ryzykowny pick dla Pistons. I dalej tak uważam. Ale oglądając na żywo draft A.D. 2012 jarałem się jak dziecko kiedy Golden State i Toronto go pominęli, a Pistons powiedzieli "sprawdzam". Dlaczego? Po pierwsze wybór z dziewiątego miejsca to nie czołówka. Mieliśmy wybrać Johna Hensona, Meyersa Leonarda, czy Tylera Zellera. Byłby to dobry pick, ale trudno przypuszczać, że któryś z tych graczy będzie game changerem. Natomiast Drummond ma taki upside. Ma też downside, który sprawia, że jest typowany na jednego z czołowych kandydatów na niewypał. Pistons byli tego świadomi. Mimo tego pociągnęli za spust i chwała im za to. Nie mamy wielkich możliwości w wymianach, a jeszcze mniejsze na rynku wolnych agentów. Jeżeli nadarzyła się okazja, żeby pozyskać TANIO gracza, który może być idealnym dopełnieniem Grega Monroe i posiada wszystkie cechy, których szukamy, wybór był prosty. Nie wiem jak potoczy się kariera Andre, ale nie będę miał pretensje do Joe D, że zdecydował się zaryzykować. A sam AD1, jak sam siebie nazywa Drummond, po tym jak wybrał nr 1 na koszulkę (btw. Drummond, jak Greg Monroe wybrał numer, który najprawdopodobniej będzie w przyszłości zastrzeżony)? Joe D ponoć przeprowadził kilkanaście wywiadów z trenerami, rodziną, nauczycielami, nawet ze szkół podstawowych i ustalił co następuje. Drummond to dobry dzieciak. Nie zadziera nosa, jest skromny, dobrze współpracuje i ogólnie pasuje, do profilu "high character guy", który Joe tak lansuje. Jego talent i możliwości fizyczne są niesamowite. Pistons przeprowadzali z nim wywiad na draft combine, a kiedy w przedzień draftu okazało się, że AD1 może spaść aż na 9 miejsce, w ostatniej chwili zorganizowali workout w naprędce wynajętej sali w Nowym Jorku, gdzie Joe i Lawrence Frank od 22 do późnej nocy testowali i rozmawiali z przyszłym Tłokiem. Drummond jest młody, bardzo młody. Za dwa miesiące skończy 19 lat. Ze szczerym zapałem powiedział, że nie może się doczekać treningów z Big Benem, żeby ten nauczył go boxing out, czyli ... hmmm, podstaw. W tej sytuacji na co możemy liczyć w najbliższym roku i czym najbardziej się martwić?  Otóż, przede wszystkim, uważam, że nie należy się martwić. Wszyscy są świadomi ryzyka. Andre nie dominował tak jak mógłby, czasem wyglądał na zagubionego i wyłączonego. Na razie robi dobre wrażenie. Pokazuje wzruszenie, entuzjazm i krótko odpowiada na zarzuty, że staną się przeszłością, jak tylko zacznie treningi w Detroit. Niby co ma powiedzieć? Ale zawsze miło się tego słucha, a nam pozostaje mieć nadzieję. Poza nadzieją są elementy, w których nasz dzieciak powinien umieć się wykazać już na początku. Nie był czołowym zbierającym w college'u, wręcz średnim na swojej pozycji. 7.6 zbiórek na 28 min gry nie powala. Za to 2.7 bloków to już coś. Drummond sprawnie przesuwa się na nogach, ma dobry timing i potrafi wyjść poza pomalowane, żeby bronić pick & roll, lub blokować na półdystansie. Ma ogromną pracę do wykonania, żeby defensywnie dominować w pomalowanym na poziomie NBA, ale jego gra obronna daje nadzieję. I jeżeli w przeciągu kilku najbliższych lat uda mu się być defensywną siłą w środku to będzie odpowiedzią na najbardziej palącą potrzebę drużyny. O ataku nie ma co mówić. Nie, Drummond nie jest drewniany. Świetnie biega do kontr, potrafi postawić zasłonę i ma miękkie ręce. Ale, po części z powodu niesprzyjającej wysokim taktyki U-Conn, wyglądał na niezdecydowanego i zagubionego. Dodajmy katastrofalną skuteczność z linii, wobec której Ben Wallace to mistrz osobistych i mamy obraz gracza bardzo surowego. Liczę, i nie jest to bezpodstawne, że Drummond po prostu był źle szkolony. Ale jaki gracz ofensywny z niego wyrośnie i kiedy to tajemnica, której nikt nie rozwiąże, przynajmniej nie prędko. W końcu, aż dziwnie mi się to piszę, ale Detroit to dobre środowisko do rozwoju dla młokosa. Będzie pasował do młodych graczy, którzy mają już pewne sukcesy, ale wciąż wiele przed sobą i są dobrymi partnerami. Jest dla niego miejsce na boisku, a oczekiwania są odpowiednio tonowane. Greg Monroe, Brandon Knight też nieoczekiwanie zsunęli się w loterii. Trzeci rok i trzeci steal? Potencjalnie już tak, a jak będzie zobaczymy. Dwight Howard - raczej nie ten poziom. To może katastrofa a'la Kwame Brown - też nie. Zbyt atletyczny i skoordynowany. Porównuje się go do DeAndre Jordana. Jak osiągnie ten poziom, to już będzie duży sukces. Ale na razie musimy uzbroić się w cierpliwość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz