Old man's game


Greg Monroe miał trochę problemów na początku sezonu, a i potem miewał słabsze mecze. Ale w końcu kto ich nie ma? No, oprócz LeBrona Jamesa. Tymczasem, punktowo zalicza wyższe zdobycze, niż rok temu. Zapewne przyczyniło się do tego wydłużenie czasu gry, średnio o półtorej minuty. Jest mniej skuteczny z gry (49 do 52%) i z linii (67 do 74%). Popełnia też trochę więcej strat (3 do 2.45). Jednak analiza prostych statystyk nie oddaje należycie sytuacji, w której się znalazł. Wobec erupcji talentu Andre Drummonda, Monroe jest częściej odciągany od kosza na dalszy półdystans. Nigdy nie będzie wybitnym obrońcą. Przeciwko fizycznym podkoszowym potrafi robić dobry użytek ze swoich szybkich rąk. Natomiast teraz czekają go trudniejsze wyzwania, związane z kryciem silnych skrzydłowych, również tzw. stretch four, czyli mobilnych wysokich, którzy rozciągają strefę i są w stanie dynamicznie zaatakować po koźle. Wg. Lawrence'a Franka, dostosowanie Łosia do gry przeciwko tego typu zawodnikom to jedna z podstawowych przeszkód na drodze do wprowadzenia Andre Drummonda do pierwszej piątki. Ale, jak już pisałem, są zespoły, które grają dwoma wysokimi i dobrze sobie z tym radzą, patrz. Memphis Grizzlies. Ponadto talenty defensywne Dre i jego mobilność powinny stanowić dobre zabezpieczenie dla trudności, z którymi przyjdzie się zmierzyć Gregowi. Wracając do niego, w tym sezonie poprzeczka została zawieszona naprawdę wysoko. Coraz częściej dostaje piłkę na skrzydle, na 5 - 6 metrze, a reszta robi mu miejsce. Tego chcieliśmy i to mamy. W takich izolacjach jest bardzo solidny. Albo odwraca się do kosza i, po zwodzie, atakuje środek, albo gra tyłem do kosza, dobrze zabezpieczając się przed blokiem. Doskonale potrafi dobić niecelny rzut, przypominając czym zaimponował kibicom Tłoków jako rookie. Nadrabianie braków atletycznych dobrym wyczuciem i techniką to specjalność Monroe. Jednocześnie wciąż czasem wydaje się trochę nieskoordynowany, jakby był wielkim żelkiem. Kontakt, którego szuka z obrońcą, żeby uniemożliwić mu blok, sprawia, że czasem traci balans, co prowadzi do straty, lub nieudanej próby rzutowej. Pewnie z czasem będzie w stanie to skorygować, ale nie zapominajmy, że wciąż pozostaje skuteczny. Więc nawet jeżeli do końca kariery będzie, od czasu do czasu, lądował tyłkiem na parkiecie, jest to cena, którą zdecydowanie warto zapłacić za jego talent. W tym sezonie Monroe również coraz częściej dostaje piłkę w high post na przeciwko kosza. W takich sytuacjach potrafi ładnie odegrać do ścinającego ze skrzydła. Jeżeli tego nie robi, przeważnie po zwodzie rzutowym, wykonuje jeden - dwa kozły na lewą stronę i dynamicznie wchodzi w środek, kończąc od razu lay upem lub używając jeszcze dodatkowych fake'ów. Niestety nie czuje się na tyle pewnie, żeby częściej próbować samego rzutu. Jeżeli czasem by trafił, obrońcy graliby bliżej niego, ułatwiając wjazdy. Jednak, co jest wręcz niesamowite, nawet bez tego rzutu, Monroe jest w stanie regularnie objeżdżać obronę i robić sobie dogodne miejsce w pomalowanym. Częściej próbuje natomiast rzutu z podobnej odległości, ale ze skrzydła. Robi to z dobrym skutkiem i każde tego typu trafienie wprawia mnie w niekłamaną radość. Na deskach, to nasz stary dobry Greg - 9.7 na mecz, tak jak w zeszłym sezonie. Po bólach wzrostowych z początku sezonu, dochodzi do siebie w wielkim stylu. W lutym gra jak z nut: 18.4 pkt., 13.25 zbiórek, ponad 1.3 bloku i 1.5 przechwytów, przy 3 stratach. A to wszystko w prawie 36 minut na parkiecie. Oczywiście obecność Jose Calderona i nieobecność Andre Drummonda mogły się do tego przyczynić, co nie zmienia faktu, że Łoś jest zdecydowanie w formie. Przed All Star powiedział, że nie czuje się pominięty, bo na Wschodzie są gracze, którzy bardziej zasługiwali na to wyróżnienie. Zgadzam się, ale wierzę, że udział w meczu gwiazd jest już w zasięgu Grega, szczególnie jak Pistons poczynią rozsądne inwestycje i zaistnieją w przyszłym sezonie jako realny kandydat do play off.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz