Gimme some Mo

Wszystko wskazuje na to, że nowym trenerem Pistons zostanie dotychczasowy asystant OKC Thunder, były coach w Portland i Filadelfii, a niegdyś świetny rozgrywający, Maurice Cheeks. Strony są w trakcie negocjacji kontraktu, co może zostać dopięte do końca tygodnia.

Cheeks był głównym asystentem u boku Scotta Brooksa. W ostatnich latach, jego nazwisko pojawiało się w kontekście rozwoju Russella Westbrooka i ogólnie, sukcesów Thunder. Uchodzi za coacha, który ma dobre relacje z graczami - pewnie dlatego był oddelegowany, żeby na ławce tonować Westbrooka ilekroć ten wpadał w złość, co jak wiemy, zdarza się dosyć często.

Ale wróćmy do Mo. Jako gracz, miał długą i udaną karierę, mimo, że był wybrany dopiero w drugiej rundzie draftu. W Filadelfii grał u boku takich sław jak Julius Erving, Moses Malone, czy Charles Barkley. Był świetnym podającym i defensorem. Jako pierwszy trener zadebiutował w Portland w 2001. Prowadził słynnych Jailblazers przez 4 lata, co samo w sobie jest osiągnięciem. Kolejne 4 lata spędził jako coach Sixers. W karierze zanotował bilans prawie na 50/50. Raz udało mu się zamknąć sezon w Portland z 50 zwycięstwami.

A teraz wróćmy do Detroit. Cheeks, wraz z Natem McMillanem, byli ponoć finalistami w walce o stołek coacha Tłoków. McMillan ma świeższe doświadczenie trenerskie, twardo i konsekwentnie prowadzi drużynę, wymagając ścisłego realizowania taktyki. Wydaje się, że McMillan jest lepszym coachem. Ale czy byłby lepszy w Detroit? Trudno powiedzieć. Szczególnie, że pytanie dotyczy też właściciela i GMa. Czy Mo Cheeks będzie miał poparcie Joe Dumarsa? Cóż, wygląda na to, że w przeciwieństwie do Franka, Cheeks jest wyborem Joe D. Ile presji spoczywa na Dumarsie w ostatnim roku trzyletniego okna, które miał na zbudowanie silnej drużyny? Te i inne pytania fruwają w powietrzu i nie sprzyjają atmosferze stabilizacji. A ta jest Tłokom potrzebna jak powietrze, albo jak smar. Słabe wyniki, zmiana właściciela, ciągła rotacja trenerów - to jest stan, w którym drużyna znajduje się od dobrych kilku lat. Coach, kim by nie był, potrzebuje wsparcia ze strony GMa i zrozumienia, że wspólnie ralizują proces przebudowy, oparty na młodych graczach. I w takiej sytuacji trener ma osiągnąć jak najlepszy wynik. Cheeks nie jest ani młodym, utalentowanym asystantem, ani trenerem o uznanym nazwisku. Pistons wybrali więc poniekąd drogę środka. Ale Cheeks musiał czymś przekonać Dumarsa i Goresa. Pewnie istotny był dobry kontakt z młodymi graczami i bogata kariera zawodnicza. Cóż, nie kupuję argumentu, że musisz być byłym graczem, żeby dobrze porozumiewać się z drużyną. Trzeba być po prostu dobrym trenerem, a na to jest wiele przepisów. Trudno mi ocenić potencjał Cheeksa. Jako gracz był świetnym obrońcą, a jako trener prowadził drużyny grające topową defensywę. Jest ponoć kontaktowy, otwarty i potrafi kreować dobrą atmosferę. Mam nadzieję, że klub będzie go wspierał i stworzy mu warunki do pracy, bo kultura działania organizacji zwanej Detroit Pistons pozostawia wiele do życzenia. Mam też nadzieję, że Cheeks był najlepszym możliwym kandydatem, a nie kompromisem między GMem na gorącym krześle i niecierpliwym właścicielem. Życzę Mo jak najlepiej i czekam na dalsze ruchy, które przyniosą odpowiedzi, przynajmniej na niektóre, z pytań nurtujących fanów Pistons. Now, gimme some Mo!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz