Hibernatus


Przez ostatnie lata Pistons drepczą w miejscu. Co sezon jest co oglądać. Tu zdolny rookie, tu któryś z weteranów odnajdzie groove, potem kolejny rookie ze środka loterii, a znów tam ktoś z drugiej rundy draftu nieoczekiwanie wskoczy do pierwszej piątki. W tym roku mamy Kyle'a Singlera, postęp Brandona Knighta. Niestety dwaj rookies Kim English i Khris Middleton zostali odesłani do D-League, gdzie od razu błyszczą. Świetnie!! Jest się z czego cieszyć. Tymczasem po raz trzeci zmierzamy do loterii. Kolektywny wysiłek młodych graczy i średnich weteranów nie prowadzi nas do nikąd. Z resztą forma graczy jest bardzo różna, a Lawrence Frank nie jest chyba w stanie maksymalizować ich potencjału. Oczywiście skład personalny nie ułatwia mu zadania. Niezliczona liczba skrzydłowych, z których większość ma jakiś unikalny potencjał, ale nie jest w stanie zapewnić stabilności i solidności po obu stronach parkietu na swoich pozycjach. Rozwój młodych jest blokowany przez przyzwoitą, a czasem nawet dobrą, grę weteranów, którzy nie są w stanie być liderami.

Od dzisiaj gracze, którzy podpisali kontrakty w lecie, mogą uczestniczyć w wymianach. To zwiększa możliwości na rynku. Jako, że zajmujemy obecnie czwarte miejsce od końca w konferencji i nie ma perspektyw na radykalną zmianę, warto zadać sobie pytanie: dokąd zmierzamy? Bo przez ostatnie lata, bez względu na okoliczności, jesteśmy zahibernowani w byle jakości, która nie pozwala ani upaść z hukiem, żeby zacząć się podnosić, ani piąć się w górę. Taki stan jest demoralizujący dla fanów, bo odbiera jakąkolwiek nadzieję. W ostatnich meczach Pistons notorycznie oddawali ciężko wypracowane prowadzenie, żeby w końcu przegrać. Wczorajszy thriller z Nets zakończony buzzer beaterem Joe Johnsona na koniec drugiej dogrywki po raz kolejny potwierdził, że brakuje klasowych graczy, którzy wzięliby na siebie ciężar gry choćby po jednej stronie parkietu, ale robili to mecz w mecz na stałym wysokim poziomie. Tayshaun Prince i Jason Maxiell grają naprawdę solidnie. Może ktoś z naszej armii skrzydłowych też ma jakąś wartość na rynku. Nie wymienimy ich na gwiazdę, ale zaryzykujmy wymianę za młodego gracza z potencjałem. Czy ktoś pamięta jak byli postrzegani O.J. Mayo, czy George Hill? Grizzlies i Spurs pozbyli się ich bo nie pasowali do układanki, lub ze względów finansowych. Wiadomo było, że nie mieli dobrej szansy sprawdzić się jako podstawowi gracze i że w innym środowisku mogli okazać się bardziej wartościowi. Zaryzykujmy. Jeżeli nie uda się pójść tą drogą, może trzeba zatankować, czyli pozyskać żółtodziobów na korzystanych kontraktach, liczyć, że niektórzy się rozwiną, a jak nie, mieć w zanadrzu perspektywę wysokiego miejsca w drafcie. Zróbmy coś. Na razie to Joe Dumars jest tym Hiberantusem, który drzemie w wiecznej zmarzlinie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz