Droga do chwały

... nie była usłana różami. Poniżej mega klasyk. Mecz nr. 5 Boston - Detroit w Boston Garden. Remis 2:2 w serii. Bolesne zakończenie dla fanów Pistons. Pomaga świadomość, że Pistons byli coraz lepsi. Rok później odprawili Celtics w sześciu i weszli do finałów, gdzie w siedmiu meczach przegrali z Lakers. Potem dwa razy stawali na samym szczycie. A w '87? Dennis Rodman i John Salley byli nieopierzonymi rookies, Isiah nie był tak pewny siebie, a w ataku rządził mistrz izolacji Adrian Dantley. Ale Pistons już byli prawdziwym contenderem. Już byli Bad Boys, choć ten mecz jest jednym z najlepszych przykładów, jak na nich skupiła się krytyka za styl gry wielu zespołów, szczególnie na Wschodzie. Robert Parish powalił Billa Laimbeera dwoma hammer fistami i nawet nie odgwizdano faulu. Prawda jest taka, że Laimbeer mógł prowokować, a Rick Mahorm bezpardonowo przepychać, ale Bulls, Celtics i inni też nie byli święci. A teraz Pippen wyciąga jakieś żenujące żale o brudnych graczach, którzy nie zasłużyli na szacunek. Proszę!! Tak się wtedy grało, a Pistons stali się mistrzami twardej gry. Ale mieli tonę talentu i ekipę zdolną do wzajemnych poświęceń. Tyle!! Zapraszam na mecz.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz