Pistons are here!! You in!?

Czas wybudzać się z letniego snu. Liście spadają z drzew, dzieci idą do szkoły - to znak, że zaczyna się preseason. Nie będziemy śledzić tych zmagań, choć w tym roku znaczą więcej, bo nareszcie jest coach, który wprowadzi jakiś system i jest się czego uczyć. Zamiast tego, zastanówmy się dlaczego oglądać Pistons w sezonie 2014/15 i na co zwracać uwagę. Oto moje propozycje:

#1. Stan Van Gundy
Pistons nie mieli tak kompetentnego coacha od czasów Larry'ego Browna. Flip Saunders jest blisko, ale stawiam Stana nieco wyżej. Dodajmy, że sprawuje również rolę prezydenta ds. operacyjnych i mamy przed sobą lata wdrażania spójnej wizji, za którą będzie odpowiedzialny jeden człowiek. Dość już zastanawiania się, czy Joe Dumars podlegał naciskom, na ile jego decyzje były suwerenne i takie tam. Van Gundy, wraz z coraz większym sztabem doradców, analityków, skautów i trenerów będzie wdrażał wizję, którą sam stworzy. Nie spodziewajmy się również, że Tom Gores będzie mu przeszkadzał, choć pozostaje podobno na bieżąco i jest zaangażowany.

Jaki system zaimplementuje Van Gundy? Czy będzie chciał się oprzeć na jednym wysokim otoczonym strzelcami, jak w Orlando? Na razie skład mu na to nie pozwala. Poza tym, w Miami grał dwoma wysokimi. Nie należy więc czegokolwiek zakładać. Jak rozegra rotację wśród wysokich  - czy postawi na wszechstronność i lepszą defensywę Josha Smitha, czy umiejętności ofensywne Grega Monroe. Zapewne sam jeszcze do końca nie wie. W obronie spodziewałbym się realizacji znanych założeń, które sprawiały, że drużyny prowadzone przez Stana zawsze były w czołówce ligi. Pozostawanie przed swoim zawodnikiem, kosztem ryzykowania przechwytów, szybki powrót do obrony, zamiast przesadnego atakowania deski w ofensywie - tak to może wyglądać.

Ale pamiętajmy o jednym. Van Gundy przejmuje drużynę z niedopasowanym składem, fatalną w obronie i z poważnym niedostatkami. Cudów nie zrobi, ale liczę, że szczególnie w drugiej połowie sezonu, doprowadzi Pistons do solidności.

Natomiast Stan Van Gundy jako odpowiedzialny za sprawy personalne i dobór zawodników to niewiadoma. Na razie nie udało mu się przedłużyć umowy z Gregiem Monroe, choć nie ma w tym jego winy. Monroe wyżej ceni niezależność w przyszłym roku niż podpisanie lukratywnej umowy już teraz. Sterowanie tą sytuacją z pozycji coacha i menedżera to główne wyzwanie. Na razie Van Gundy podpisał kilku strzelców, żeby poprawić fatalny spacing. To powinno pomóc.

Natomiast kluczowe decyzje Van Gundy podejmie jako coach. Jest jednym z najbardziej utalentowanych szkoleniowców ostatnich 15 lat. Uparty, drobiazgowy, zawsze doskonale przygotowany. Miał swoją szansę w Miami, ale Pat Riley zstąpił z fotela GMa i przejął drużynę, którą doprowadził do mistrzostwa. W Orlando zbudował świetny zespół otaczając Dwighta Howarda solidnymi, ale nie wybitnymi graczami. Doszli do finału, gdzie zostali odprawieni przez Lakers. Teraz ma pełnię władzy, obiecującego młodego centra i czas, żeby w końcu móc powiedzieć: do trzech razy sztuka!

I jeszcze jedno. Van Gundy nie przepada za mediami, ma cięty język i nie waha się wyrażać krytycznie o swoich graczach, jeżeli na to zasłużyli. I choć od przeprowadzki do Detroit robi wrażenie spokojnego i pogodzonego ze sobą, wystarczy kilka szalonych akcji Brandona Jenningsa i możemy liczyć na naprawdę interesujące wywiady i konferencje pomeczowe.

#2. Andre Drummond
W swoim debiutanckim sezonie Drummond wykazał się nadzwyczajną produktywnością, grając jednak tylko po 20 minut. Mo Cheeks nie popełnił już przynajmniej tego błędu i wystawiał Dre na ponad 32 minuty. Rezultaty? Średnio 13,2 zbiórek, 13,5 pkt. głównie z wsadów i lay up'ów. Tak, Dre wciąż jest surowy. Ale nie ma co narzekać. Tak naprawdę, jeżeli nigdy nie wypracuje rzutu z półdystansu i nie nauczy się dobrze grać tyłem do kosza, nie szkodzi, o ile wciąż będzie biegał jak sprinter i skakał jak młody Dwight Howard. Waży pod 130 kg, a potrafi wyjmować piłki rozgrywającym i kończyć w kontrze. To się po prostu ma!


Co porabiał w lecie? Ano, zakwalifikował się do kadry Mike'a Krzyżewskiego na mistrzostwa świata w Hiszpanii. Choć nie grał dużo i przeważnie kiedy już było pozamiatane, trudno sobie wyobrazić lepsze warunki do rozwoju niż treningi z najbardziej utalentowanymi młodymi graczami na świecie, pod okiem jednego z najbardziej utytułowanych coachów w dzisiejszej koszykówce. No i przywiózł do domu złoty medal. Czego chcieć więcej!?


Pod okiem Van Gundy'ego Drummond może nie tylko dalej rozwinąć skrzydła, ale stać się jednym z najlepszych centrów w NBA. Koncentracja i uważność, której będzie wymagał Van Gundy, pomoże mu stać się lepszym obrońcą i ustabilizować formę. W razie problemów, musi uważać, bo z przodu ma silną konkurencję. Jednak nikt nie ma do zaoferowania tyle co Wielki Pingwin. Word up Dre!!

#3. Greg Monroe
O ile Drummond jest najbardziej wartościowym graczem Pistons, to Greg Monroe jest po prostu najlepszy. Technika, inteligencja, umiejętność dostosowania się. Wierzę, że Monroe jest graczem wokół którego można budować formację podkoszową dobrej drużyny. Jednak czy tą drużyną mogą być Tłoki? Oprócz Wielkiego Pingwina, Łoś ma jeszcze konkurencję w osobie Josha Smitha. Van Gundy nie robił mu żadnych obietnic i Monroe zdecydował się odrzucić propozycję lukratywnego kontraktu, żeby dograć jeszcze sezon na bieżącej umowie, a potem być niezastrzeżonym wolnym agentem i móc decydować o własnym losie. Odważny ruch. Czy to więc ostatni sezon Łosia w Motown? Niekoniecznie. Ale na pewno będzie chciał dobrze ocenić sytuację. Czy Van Gundy będzie go wystawiał w pierwszym składzie i wykorzystywał w końcówkach, jak będzie wyglądała rotacja wysokich? To podstawowe pytania. Tymczasem, rozdrażniony i zmotywowany Łoś będzie grał na 100%, żeby pokazać swoim przyszłym pracodawcom na co go stać. Jakakolwiek rola przypadnie mu w sezonie 2014/15, stawiam, że będzie kręcił solidne statystyki. Miejcie na niego oko. Warto!!

#4. Brandon Jennings
Tak, wiem. Russel Westbrook, Chris Paul, Steph Curry, Tony Parker, Derrick Rose, John Wall, Rajon Rondo, Goran Dragic, Damian Lillard, Mike Conley, Ty Lawson, Eric Bledsoe, Kyle Lowry. Bogactwo na pozycji rozgrywającego jest tak wielkie, że kto by sobie zawracał głowę kimś takim jak Brandon Jennings! Ale jesteśmy w Detroit. Poza tym, myślę, że dla Jenningsa jest nadzieja. 37% z gry nie da się obronić, ale 7,6 asyst już tak. Jennings pokazał, że wciąż ma zamiłowanie do trudnych rzutów, oddawanych z nieprzygotowanych pozycji w ostatnich sekundach. Ale też udowodnił, że ma przegląd pola i umie obsłużyć kolegów podaniem w perfekcyjny sposób. Pamiętajmy też, że Jennings był częścią naprawdę dobrych defensywnie składów w Milwaukee. Nigdy nie będzie dobrym obrońcą, ale wierzę, że Van Gundy może go wkomponować w system, w którym ten będzie przynajmniej przydatny. Natomiast, jeżeli w ataku uda się nieco przenieść akcent ze swag na dyrygowanie zespołem i realizowanie taktyki, to już sukces. Jeżeli nie, spodziewajmy się wielu personalnych wycieczek na linii Jennings - Van Gundy, co może dostarczyć przedniej rozrywki.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz