B-B-Ben Wallace!!! |
Ben Wallace jest legendą w Detroit i poza nim. Każdy kto się interesuje koszykówką spod znaku Motown zna jego historię. Historię drugiego najmłodszego dziecka spośród 11 rodzeństwa rodziny, chłopaka z Alabamy, który zawsze musiał walczyć żeby udowadniać swoją wartość. Hmm ... trudno przecenić fakt, że jego mentorem, człowiekiem, który go odkrył i zarekomendował do college'u Virginia Union był Charles Oakley. Po udanej karierze uniwersyteckiej, Wallace nie został wybrany w drafcie, żeby występami w lidze letniej wywalczyć sobie miejsce w Washington Bullets/Wizards, których generalnym menedżerem był najwybitniejszy zawodnik w historii klubu ze stolicy, również niski center Wes Unseld. W Waszyngtonie początkowo Wallace grywał ogony, żeby stopniowo umacniać swoje miejsce w rotacji. W '99 został wymieniony do Orlando Magic gdzie grywał już w pierwszej piątce. Kiedy Magic mieli okazję pozyskać gwiazdę, skorzystali z niej i w kolejnym sezonie Grant Hill przeniósł się do Orlando, a Ben Wallace i Chucky Atkins wylądowali w Detroit. Znów znalazł się ktoś kto dostrzegł w nim potencjał. Kiedy Joe Dumars zdecydował się oddać Hilla, niedawnego kolegę z boiska, wszyscy naokoło pukali się w głowę, w najlepszym razie konstatując, że Pistons wchodzą w fazę przebudowy i lepiej im było pozbyć się swojej gwiazdy. Nikt nie twierdził, że zyskali więcej niż stracili. A jednak ... Odgrywając większą rolę Wallace stał się prawdziwą opoką defensywy. Zbierał po 13 - 15 piłek, blokował ponad 3 rzuty na mecz i wieeele utrudniał. Jego wyczucie pozycji, doskonała pomoc i niespożyta energia napędzała Tłoki, które pod wodzą Ricka Carlisle'a zaczęły liczyć się na Wschodzie, a w 2002 i 2003 roku Wallace zdobył nagrodę najlepszego obrońcy ligi. Tak narodził się Big Ben. Człowiek znikąd, który zdobył 4 tytułu najlepszego obrońcy NBA (jest rekordzistą razem z Dikembe Mutombo), dwa razy grał w finałach i jest mistrzem z 2005, kiedy równie dobrze mógł zostać MVP finałów.
Analizując grę wybitnych zbierających, któryś z trenerów powiedział, że sposób w który Wallace walczył o zbiórki był samobójczy. Nie chodzi o to, że zapałem i skocznością nadrabiał braki w ustawieniu. Ustawienie było zawsze właściwe, on po prostu nigdy nie odpuszczał. Jedynymi graczami, którzy przypominają Bena w tym aspekcie i których on przypomina są dla mnie Alonzo Mourning i Dennis Rodman. I teraz powiedzcie, gdzie się kończy zadaniowiec a zaczyna gwiazda? Czy w takiej sytuacji minimalne umiejętności ofensywne skazują gracza na łatkę walczaka, "tego od brudnej roboty"? Liczy się wpływ na postawę drużyny i udział w zwycięstwie. Wallace był 4 razy najlepszym obrońcą w sezonie, 5 razy wybierany do pierwszej piątki obrońców ligi, ma na koncie najwięcej bloków pośród graczy o jego wzroście lub niższych i jest najlepszym blokującym w historii Pistons. I to też nie oddaje jego wielkości. Big Ben wymiatał i zamiatał. Przez 4 lata z rzędu Pistons byli w Top 3 pod względem traconych punktów, a w sezonie mistrzowskim oddawali przeciwnikom zaledwie mizerne 84,2 kt. na mecz. Wallace był tym, który to umożliwiał i stworzył tożsamość drugiej największej w historii formacji Tłoków, ekipy "Go to Work". Po odejściu z Detroit nie szło mu już tak dobrze m.in dlatego, że jego umiejętności nie były wykorzystywane w optymalny sposób. Jest tyle hajlajtów ... Obejrzyjcie finały przeciwko Lakers, czy finał konferencji z Miami w 2006, żeby zobaczyć co robił z Shaqiem. Obejrzyjcie jakikolwiek mecz z tamtego okresu, żeby zobaczyć jaką siłę stanowił. Nie trzeba specjalnie szukać. Za każdym razem zobaczycie to samo. Big Ben nie miewał słabych meczów w Detroit. Jego zaangażowanie, pasja, wola walki i wpływ jaki wywierał na grę swojego zespołu stawiają go wśród najlepszych graczy Tłoków i najlepszych obrońców wszech czasów. Ben Wallace jest legendą. Od wczoraj jego koszulka z nr. 3 wisi pod kopułą The Palace. B-B-Ben Wallace!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz