Oczywiście obecni Pistons (jak ich nazwiemy ... patrząc na gładkie lica Jacksona, Drummonda, Morrisa i Ilyasove, może Ugly Boys?) są w fazie raczkowania i daleko im do bycia stabilną drużyną, która regularnie gra swoje i dyktuje warunki. Ale mają już system, sposób gry i umieją przycisnąć, żeby w końcówce przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Tak była przeciwko mistrzom wschodu Cavaliers. A wczoraj w Mineapolis znów odrabiali straty, dominując w drugiej połowie i odbierając Wolves nadzieję na pierwsze w tym sezonie zwycięstwo w Target Center.
- Wolves są naprawdę ciekawą drużyną. Andrew Wiggins ma dynamit w chudych nogach, a Karl Anthony Towns był 8/10 z gry i robił wszystkiego po trochu - trafiał z dystansu, atakował po koźle, zbierał, blokował. Umiejętnościami i stylem gry przypomina innego wychowanka Kentucky Wildcats, Anthony'ego Davisa. Ale w drugiej połowie Pistons nie pozwolili mu rozwinąć skrzydeł.
- To było spotkanie starych dobrych znajomych. Tayshaun Prince wychodzi w pierwszym składzie Wolves i ... nie przeszkadza. A tuż za ławką siedział wieloletni trener od przygotowania fizycznego, jeden z najlepszych w NBA Arnie Kander.
- Andre Drummond demoralizuje. Szybko złapał dwa faule i zaczął powoli. Ale w trzeciej kwarcie zdobył 15 pkt, z czego 9 z rzędu. Wolves nie mieli na niego żadnej odpowiedzi. Skończył z dorobkiem 21 pkt, 11 zbiórek. Seria double-double trwa, choć przez chwilę drżałem, że jest zagrożona.
- Reggie Jackson grał naprawdę solidnie - nie motał się w kozłowaniu, regularnie mijał Ricky'ego Rubio, a w końcówce dwa razy skutecznie wbił się pod kosz, czym przypieczętował wygraną.
- Marcus Morris miał 11 zbiórek. Piszę o tym, bo to naprawdę niespotykane, żeby ktoś zrównał się z Dre w tej kategorii.
- Pistons są na czwartym miejscu w lidze pod względem rzutów osobistych oddawanych przez przeciwników. Trzymać przeciwników przed sobą, zacieśniać środek, nie faulować - word up Stan!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz