***
UPADTE 1: Sacramento już za nami, a wraz z nim pierwsze zwycięstwo w tej podróży. Przez półtorej kwarty Kings dominowali w ofensywie, ale potem Tłoki się rozkręciły i ruszyły pełną parą, jak niegdyś przemysł motoryzacyjny w Detroit. Kolejnym, widocznym elementem rozwoju drużyny jest wiara we własne umiejętności. Lawrence Frank pokazał im co mają robić, żeby wygrywać i robi to na bieżąco w każdym meczu. Drużyna nabrała zaufania do niego i wiary we własne umiejętności. Wczoraj po oddaniu ponad 30 punktów w pierwszej kwarcie, Pistons poprawili defensywę i zaczęli w pełni korzystać z faktu, że Kings nie potrafili tego dokonać po swojej stronie parkietu. Greg Monroe zrewanżował się Demarcusowi Cousinsowi za ostatni mecz, zdobywając 32 pkt. (15/20), czym wyrównał swój rekord. Zebrał też 11 piłek. Greg na pewno był zmobilizowany - trafiał z 5-6 metrów, atakował po koźle i dobijał na atakowanej desce. Jednak tytuł króla strzelców tego meczu przypadł Rodneyowi Stuckey (dżizas, jak to się odmienia - Rodneyowi, Rodneymu ...), który zdobył 35 pkt. (10/18) + 6 asyst i 5 zbiórek. Stuckey trafił 4 trójki w trzeciej kwarcie (w tym 3 pod rząd), w której Pistons zdobyli 40 pkt.!! Jeżeli myślicie, że to koniec fajerwerków w ofensywie, to się mylicie, bo Tay Prince zanotował 28 pkt. (12/20) i 7 asyst. Już w kolejnym meczu robią z Brandonem Knightem (10 pkt, 11 asyst) taką akcję Pojutrze Suns, którzy mogą być zmęczeni jutrzejszym meczem z Clippers. Monroe vs Gortat.
UPDATE 2: Rywalizacja Monroe z Gortatem nie zdominowała tego pojedynku. Dobrze gra backcourt Pistons, a Jason Maxiell zrobił tak. Jednak Pistons nie potrafili wybronić w końcówce ani skutecznie odpowiedzieć na atak Słońc, a ofensywnie nie byli tak mocni jak z Kings. W takim momencie trzeba się odwołać do obrony. Niestety zabrakło koniecznych stapsów.
UPDATE 3: Heart breaking loss ... Nie było pięknie, ale było dobrze przez większość meczu. Tym razem frontcourt wziął na siebie ciężar gry. Monroe był niezastąpiony w ofensywie (23 pkt.) i na desce (15 zbiórek). Prince trafiał przez większość meczu, niestety nie w końcówce, a Jerebko był po prostu niesamowity - instant hustle - zbiórki, sporne, podwojenia i trzy haki w biegu. Niestety Pistons nie mają Chrisa Paula. O ile Monroe i Jerebko ładnie odpowiedzieli w dogrywce, kiedy wydawało się, że CP3 już pozamiatał, Pistons nie dali rady odciąć Paula od piłki i powstrzymać aktywności Clips na atakowanej desce. Szkoda, tym bardziej, że to ostatnie udawało się przez większość meczu. Moim zdaniem, klasyczny przykład dobrego zespołowego wysiłku, ale za mało talentu i doświadczenia, żeby wykończyć mecz w końcówce. Trzeba też głośno powiedzieć, że o ile wysiłek był może zespołowy, to wkład na pewno nie był równy. Gordon-Knight-Stuckey zagrali fatalny mecz w ofensywie. Gordon za wszelką cenę powinien unikać rozgrywanai, bo robi stratę za stratą. Stuckey jest poniekąd usprawiedliwiony, bo nabawił się kontuzji stopy w meczu z Kings. Szkoda, bo chciałoby się zobaczyć jak sprawdzi się przeciwko obwodowi Clips będąc w pełni sił. A Knight to przecież jeszcze dziecko ;-))
UPDATE 4: Denver Nuggets to jedna z moich ulubionych drużyn. Zawsze lubiłem drużyny George'a Karla. Dwie równe piątki, mnóstwo młodych ciekawych zawodników, a wśród nich zadebiutował wczoraj, obśmiewany przez Shaqa, JaVale McGee. Zadebiutował i ostatecznie stał się katem Pistons. Ale po kolei. Tłoki miały 3 dni przerwy, najpierw wygrzewając się z słońcu LA, a następnie aklimatyzując się w górach Colorado. Aklimatyzacja chyba nie została dokończona, bo w pierwszej kwarcie dali sobie rzucić 40 pkt., sami zdobywając ... 18. W drugiej Ben Gordon, który wyszedł w pierwszej piątce za kontuzjowanego Rodneya Stuckey, rzucił 21 pkt. W trzeciej dodał 17, a w czwartej dobrze odgrywał, kiedy obrona była skierowana przeciwko niemu. W chaotycznej, obfitującej w efektowne zagrania walce, Pistons udało się zacieśnić defensywę i mecz był wyrównany. Poniżej minuty do końca prowadzili 115:111. Tay Prince spudłował trójkę ze skrzydła. Na 8 sekund do końca, przy stanie 115:112, Nuggets mieli piłkę z boku i Arron Afflalo wykonał zwód, po czym ściął na kosz. Pistons powinni odpuścić i pozwolić mu trafić. Mieliby punkt przewagi i piłkę na 5 sekund do końca. Niestety Gordon faulował, czym wysłał Afflalo na linię po and one. Oto co Ben miał do powiedzenia na temat tej sytuacji: "The plan was to foul after two seconds went off the clock. I think we had a chance to foul before Afflalo actually got the ball. After he got the ball I was thinking to let him go but then I hear everybody screaming 'foul, foul, foul!' I should have stuck with my instincts and wrapped him up so he couldn't finish."Afflalo spudłował osobisty i wtedy wydarzyło się kolejne nieszczęście. Greg Monroe nie zastawił JaVale McGee, a ten wsadem dobił niecelny rzut. W ostatniej akcji Gordon miał jeszcze szansę, ale minimalnie chybił. Game over!! Gordon zdobył 45 pkt. i wyrównał rekord skuteczności trójek, należący od 2003 roku do Latrella Sprewella - 9 na 9. Szkoda, że przez głupie błędy wszystko skończyło się tak niefortunnie. Z resztą można to powiedzieć o całej wyprawie. W każdym przegranym meczu Pistons mieli zwycięstwo na wyciągnięcie ręki i nie byli w stanie po nie sięgnąć. Z flirtu z play off wracamy do loterii. Ogólnie wyjdzie im to chyba na zdrowie. Drużyna robi postępy, a szanse w drafcie rosną. Złość jednak jest ... sportowa złość.
UPDATE 2: Rywalizacja Monroe z Gortatem nie zdominowała tego pojedynku. Dobrze gra backcourt Pistons, a Jason Maxiell zrobił tak. Jednak Pistons nie potrafili wybronić w końcówce ani skutecznie odpowiedzieć na atak Słońc, a ofensywnie nie byli tak mocni jak z Kings. W takim momencie trzeba się odwołać do obrony. Niestety zabrakło koniecznych stapsów.
UPDATE 3: Heart breaking loss ... Nie było pięknie, ale było dobrze przez większość meczu. Tym razem frontcourt wziął na siebie ciężar gry. Monroe był niezastąpiony w ofensywie (23 pkt.) i na desce (15 zbiórek). Prince trafiał przez większość meczu, niestety nie w końcówce, a Jerebko był po prostu niesamowity - instant hustle - zbiórki, sporne, podwojenia i trzy haki w biegu. Niestety Pistons nie mają Chrisa Paula. O ile Monroe i Jerebko ładnie odpowiedzieli w dogrywce, kiedy wydawało się, że CP3 już pozamiatał, Pistons nie dali rady odciąć Paula od piłki i powstrzymać aktywności Clips na atakowanej desce. Szkoda, tym bardziej, że to ostatnie udawało się przez większość meczu. Moim zdaniem, klasyczny przykład dobrego zespołowego wysiłku, ale za mało talentu i doświadczenia, żeby wykończyć mecz w końcówce. Trzeba też głośno powiedzieć, że o ile wysiłek był może zespołowy, to wkład na pewno nie był równy. Gordon-Knight-Stuckey zagrali fatalny mecz w ofensywie. Gordon za wszelką cenę powinien unikać rozgrywanai, bo robi stratę za stratą. Stuckey jest poniekąd usprawiedliwiony, bo nabawił się kontuzji stopy w meczu z Kings. Szkoda, bo chciałoby się zobaczyć jak sprawdzi się przeciwko obwodowi Clips będąc w pełni sił. A Knight to przecież jeszcze dziecko ;-))
UPDATE 4: Denver Nuggets to jedna z moich ulubionych drużyn. Zawsze lubiłem drużyny George'a Karla. Dwie równe piątki, mnóstwo młodych ciekawych zawodników, a wśród nich zadebiutował wczoraj, obśmiewany przez Shaqa, JaVale McGee. Zadebiutował i ostatecznie stał się katem Pistons. Ale po kolei. Tłoki miały 3 dni przerwy, najpierw wygrzewając się z słońcu LA, a następnie aklimatyzując się w górach Colorado. Aklimatyzacja chyba nie została dokończona, bo w pierwszej kwarcie dali sobie rzucić 40 pkt., sami zdobywając ... 18. W drugiej Ben Gordon, który wyszedł w pierwszej piątce za kontuzjowanego Rodneya Stuckey, rzucił 21 pkt. W trzeciej dodał 17, a w czwartej dobrze odgrywał, kiedy obrona była skierowana przeciwko niemu. W chaotycznej, obfitującej w efektowne zagrania walce, Pistons udało się zacieśnić defensywę i mecz był wyrównany. Poniżej minuty do końca prowadzili 115:111. Tay Prince spudłował trójkę ze skrzydła. Na 8 sekund do końca, przy stanie 115:112, Nuggets mieli piłkę z boku i Arron Afflalo wykonał zwód, po czym ściął na kosz. Pistons powinni odpuścić i pozwolić mu trafić. Mieliby punkt przewagi i piłkę na 5 sekund do końca. Niestety Gordon faulował, czym wysłał Afflalo na linię po and one. Oto co Ben miał do powiedzenia na temat tej sytuacji: "The plan was to foul after two seconds went off the clock. I think we had a chance to foul before Afflalo actually got the ball. After he got the ball I was thinking to let him go but then I hear everybody screaming 'foul, foul, foul!' I should have stuck with my instincts and wrapped him up so he couldn't finish."Afflalo spudłował osobisty i wtedy wydarzyło się kolejne nieszczęście. Greg Monroe nie zastawił JaVale McGee, a ten wsadem dobił niecelny rzut. W ostatniej akcji Gordon miał jeszcze szansę, ale minimalnie chybił. Game over!! Gordon zdobył 45 pkt. i wyrównał rekord skuteczności trójek, należący od 2003 roku do Latrella Sprewella - 9 na 9. Szkoda, że przez głupie błędy wszystko skończyło się tak niefortunnie. Z resztą można to powiedzieć o całej wyprawie. W każdym przegranym meczu Pistons mieli zwycięstwo na wyciągnięcie ręki i nie byli w stanie po nie sięgnąć. Z flirtu z play off wracamy do loterii. Ogólnie wyjdzie im to chyba na zdrowie. Drużyna robi postępy, a szanse w drafcie rosną. Złość jednak jest ... sportowa złość.
Pytałem Tam. Zapytam Tu. Jaki bilans przewidujesz po powrocie?
OdpowiedzUsuńPrzewiduję, że bilans wycieczki będzie 1:4, ew 2:3, więc 16:31, ew 17:30. Nie patrzyłem, czy któryś z przeciwników będzie w back-to-back, co zwiększałoby nasze szanse. Ale ogólnie cieżko jest coś przewidzieć w takim sezonie i przy przebudowującej się drużynie.
OdpowiedzUsuńWschód jest na tyle słaby że mamy nawet sznse na playoff, New York, Cleveland i Millwauke to ekipy w zasięgu Detroit więc jak chłopaki się ogarną to jeszcze czeka nas troche emocji po sezonie zasadniczym
OdpowiedzUsuńZ tymi emocjami bym nie przesadzał. Nawet jak dostalibyśmy się do play off, seria przeciwko Miami lub Chicago byłaby krótka i bolesna. Nie sądzę też, że się tam dostaniemy. Drużyna robi postępy i często widać to nawet w przegranych meczach, ale jeżeli awansowalibyśmy z ostatniego miejsca, to bardziej przez słabość konkurentów, niż naszą siłę. Widzę to tak: dobry podkoszowy w drafcie, jakiś pomniejszy trade, normalny obóz przygotowawczy i wtedy, w przyszłym sezonie, możemy zacząć rozmawiać o walce o play off.
UsuńCiekawe czy Fat Joe wymyśli jakiś trade do 15go ?
OdpowiedzUsuńFat Joe leans back http://www.youtube.com/watch?v=5kLMKbYKpJo Zwracam uwagę na zdjęcie na 0:22 ;-)) Nie liczę na żaden trade i cisza w eterze jeszcze mnie w tym utwierdza. Joe powiedział, że zrobi trade, jeżeli będzie to inwestycja w rozwój drużyny, a nie chwilowe wzmocnienie. I w sumie się z tym zgadzam. Niech nie bierze zobowiązań, zatankuje w drafcie i będziemy mieli całkiem obiecujący młody trzon drużyny.
OdpowiedzUsuńteraz coś wyskoczyło, że Tłoki próbują przehandlować Austina Daye'a. Zobaczymy.
OdpowiedzUsuńNo niestety ale Daye w tym sezonie jest cieniem samego siebie. Nie rozumiem jak można az tak obniżyć loty. Wątpie że za Austina Dumars dostanie jakiegos przyzwoitego gracza. Moze lepiej poczekać ąz koleś się odbuduje i przehandlować go w przyszłym sezonie. Myślę że Pistons niewiele ryzykują gdyby go zostawili bo gorzej chyba juz grać nie będzie.
OdpowiedzUsuńTeż tak sądzę. Żeby nie było jak z Afflalo - grał ochłapy, wydawał się zbędny, a teraz w Denver jest świetnym, wszechstronnym graczem pierwszej piątki.
OdpowiedzUsuń