Andre Idealny Drummond


Nie, nie wystarczyło mu, że jest największą niespodzianką wśród rookies i najważniejszym graczem dla rozwoju Pistons. Andre Drummond musiał jeszce wykupić stronę w lokalnej gazecie, żeby podziękować fanom i miastu. Damn Dre!! Przegiąłeś!!

Szczęśliwy rzut monetą

Pistons i Wizards skończyli sezon z identycznym bilansem 29 - 53. Tłoki wygrały wszystkie cztery spotkania sezonu regularnego, ale to nie ma znaczenia w przypadku rozstawienia do losowania w drafcie. Tutaj miał rozstrzygnąć rzut monetą, który okazał się szczęśliwy dla Detroit. Tym samym, o ile żadna z drużyn nie zostanie wylosowana w Top 3, Pistons wybiorą wyżej niż Wizards. Mają też przypisaną jedną więcej kombinację przed losowaniem. Pistons są rozstawieni z numerem 7. A więc jesteśmy na znanym terytorium. Detroit ma też wybór 38 oraz 56 w drugiej rundzie. Rozstawienie Top 7 i liczba kombinacji na 1000 przed losowaniem prezentują się następująco:
  1.  Magic 250 
  2.  Bobcats 199 
  3.  Cavaliers 156 
  4.  Suns 119 
  5.  Hornets 88 
  6.  Kings 63 
  7.  Pistons 36

Lawrence Frank is out



Lawrence Frank został zwolniony po dwóch sezonach. Pod jego kierownictwem Pistons zanotowali bilans 54 - 94. Podobno Lawrence Frank był kandydatem bardziej forsowanym przez Toma Goresa i jego sztab, niż Joe Dumarsa, który preferował Mike'a Woodsona. To tylko spekulacje, ale fani nie mają wglądu w zakulisowe procesy, więc niewiele więcej da się na ten temat powiedzieć. Woodson wykonał świetną robotę w Knicks, co nie znaczy, że w Detroit poradziłby sobie dużo lepiej niż Frank.


Ostatnio Frank wystosował ultimatum, w którym zwracał się do Toma Goresa, żeby gwarantował ostatni, czwarty rok jego kontraktu, albo go zwolnił. Był to desperacki ruch, obliczony na odejście "z twarzą", a nie osiągnięcie czegokolwiek. W zeszłym seoznie Pistons pod wodzą Franka mieli fatalny start 4 - 20.
Przyczynił się do tego lockout oraz nowy system gry. Potem Pistons grali dużo lepiej, tj. na miarę solidnego średniaka. W sezonie 2012/13 mieli kontynuować ten trend. Tak się jednak nie stało. Znów zaliczyli fatalny początek, a kiedy wydawało się, że jest lepiej, wszystko posypało się w lutym i marcu, kiedy zaliczyli katastrofalny bilans 1 - 13. Kontuzje, roszada w składzie, absencja coacha odegrały swoją rolę, co nie zmienia faktu, że Lawrence Frank nie osiągnął sukcesu w Detroit.

Tym samym Pistons znajdują się w sytuacji, do której wszyscy powinni  już się przyzwyczaić. Rozpoczynają poszukiwania ósmego coacha w kadencji Joe Dumarsa (jeden, George Irvine był już na stanowisku, kiedy Joe przejął stery). Sam Dumars był tym, który ogłosił zwolnienie Franka, co  wskazuje na to, że najprawdopodobniej dalej będzie zarządzał klubem.

“We thank Lawrence for his hard work and dedication, but we feel it is in the best interest of the franchise to make a change at this time,” Joe Dumars

Cóż, muszę się z tym zgodzić. Lawrence Frank uporządkował szatnię, poprawił kulturę pracy,  ale nie stworzył z grupy niedopasowanych elementów drużyny, która maksymalizowałaby swój potencjał. Zawiódł, ale nie był też sednem problemu. Teraz Pistons mają pole manewru, które pozwoli im dokonać inwestycji. Zatrudnienie coacha z charyzmą, autorytetem i kompetencjami będzie kolejnym wyzwaniem.
Hmm ... gdyby udało się sięgnąć po kogoś takiego jak Rick Carlisle. Pistons pod jego kierownictwem byli drużyną w przebudowie, która stale rosła w siłę. Ironią losu jest, że Dumars zwolnił tak dobrego trenera, żeby zrobić miejsce jeszcze lepszemu. Klęska urodzaju, he!? Teraz nam  to nie grozi, choć na rynku jest kilka ciekawych nazwisk. Jerry Sloan nie wydaje się realną opcją. Stan Van Gundy trochę bardziej, ale to również mało prawdopodobne. Były coach Blazers i niegdyś świetny obrońca w Seattle Nate McMillan, długoletni asystant Phila Jacksona w Lakers i również były świetny zawodnik, a obecnie asystent z Pacers Brian Shaw mogą być w zasięgu. Jest jeszcze wiele ciekawych nazwisk, ale to już temat na kolejną dyskusję.

Na razie, pożegnajmy Lawrence'a Franka. Osobiście robię to bez żalu, ale też bez szczególnego entuzjazmu. Powodzenia!!

Przyszła miotła i ...

Pistons pokonali wczoraj Sixers w ostatnim meczu sezonu przed własną publicznością. Tym samym wyrównali tegoroczny rekord czterech zwycięstw z rzędu ... i zsunęli się na 7 (ex aequo z Wizards) miejsce w hierarchii draftowej. W środę jeszcze wycieczka na Brooklyn i sezon 2012/13 mamy z głowy.

Tymczasem Tom Gores spotkał się w weekend z zarządem i coachem, żeby wstępnie ocenić pracę, jaką wykonali Joe Dumars i Lawrence Frank. W rozmowie z przedstawicielami mediów, powiedział m.in., że traktował poważnie deklaracje o wejściu do play off i jest rozczarowany postawą drużyny. Dodał, że jest podekscytowany możliwościami inwestycji, które otworzyły się przed organizacją i zamierza wydawać na wzmocnienia. Zapytany o los GMa i coacha, odparł, że jak najszybciej dokona oceny i że obydwaj, jak również on sam, są odpowiedzialni za brak sukcesów.

Co do Lawrence'a Franka, trzeba mu oddać, że uporządkował stajnię Augiasza, którą była szatnia Pistons. Wprowadził hierarchię, jasne zasady i kulturę ciężkiej pracy. Wydaje się też, że mimo porażek nie stracił zaufania kluczowych graczy. Jednak będzie oceniany po bilansie, a ten jest gorszy niż w zeszłym sezonie. Decyzje dotyczące rotacji i strategii często wydawały się zbyt zachowawcze. Dopiero w drugiej połowie sezonu pozwolił więcej grać młodzieży. Może zabrakło komunikacji z przełożonymi. Jasny przekaz ze strony zarządu, że gramy ten sezon, żeby ocenić i dać doświadczenie żołtodziobom, a nie dla wyniku, inaczej ustawiłby sprawę. Ale Frank trzymał się weteranów, nawet gdy grali słabo. Nie wykorzystał też właściwie potencjału na pozycjach PG/SG. Rozumiem, że rozwój Brandona Knighta był priorytetem i bałagan w składzie nie ułatwił sprawy, ale pozostaje niedosyt. Dosyć dziwnie gospodarował też minutami Jonasa Jerebko, przykuwając go na dłuugo do ławy po słabym początku sezonu. Dobra gra Jerebko w ostatnich miesiącach każe przypuszczać, że była to zła decyzja. O niedostatecznym czasie gry Andre Drummonda, którego rozwój jest obecnie najważniejszy dla przyszłości i teraźniejszości drużyny, napisano już dużo. Wyglądało to tak, że wszyscy analitycy i komentatorzy wskazywali na niezwykłą produktywność Dre, a Lawrence Frank był ostatnim, którego ten argument przekonał. Potem przyszła kontuzja młodego centra i problemy rodzinne Franka, które wyłączyły go z pracy na 10 spotkań. Wierzę, że Lawrence Frank mógłby osiągnąć kilka dobrych rzeczy po letnich i przyszłoseoznowych wzmocnieniach. Ale jestem przekonany, że znaleźliby się tacy, którzy osiągnęliby więcej. Tyle.

Joe Dumars to unikalny przypadek. Przeszłe, ogromne sukcesy w Detroit i trudny do ocenienia wpływ okresu niestabilności własnościowej na możliwości operacyjne, sprawiają, że ciężko dokonać trzeźwej oceny jego pracy. Z tego powodu, korci, żeby powiedzieć: zatrudnijmy kogoś nowego, z czystym kontem i świeżym podejściem. Mamy młody zespół, zaczynamy nową drogę, niech odpowiedzialność weźmie za to ktoś bez bagażu przeszłości. Uważam, że takie podejście jest zasadne, o ile znjadzie się na rynku naprawdę dobry kandydat do zastąpienia Joe. Natomiast nie robiłbym zmiany dla zmiany. Dumars pozbył się w tym sezonie złych kontraktów, wybrał w drafcie Andre Drummonda i przygotował grunt pod przyszłe inwestycje. Nie jest w tak dużym stopniu jak coach odpowiedzialny za kiepski bilans. Oczywiście, bałagan w składzie to jego wina i poniekąd sprzątał sam po sobie. Ale jeżeli przed sezonem Tom Gores postawił mu za cel przygotować drużynę do przebudowy, on ten cel osiągnął. Kolejnym celem był postęp na boisku i to się nie udało. Trudno jednak nie widzieć potencjału młodych graczy i nie być optymistą co do ich możliwości rozwoju. To idzie w dużym stopniu na konto Joe D.

Tom Gores jest inwestorem, który zbił kapitał na przejmowaniu niedomagających biznesów i przekształcaniu ich w dochodowe przedsięwzięcia. Wygląda na prawdziwgo fana sportu, emocjonalnie zaangażowanego w to co robi. Cokolwiek zadecyduje, trzeba zdać sobie sprawę, że w jednej chwili nie odwróci losów drużyny. Może natomiast ustawić ją na drodze do długotrwałego sukcesu. Mam nadzieje, że on i jego sztab zdają sobie z tego sprawę. Można to zrobić na kilka sposobów, ale trzeba rozważnie zainwestować dostępne środki.

Andre Drummond błyszczy

W środę Pistons pokonali Cavs w Cleveland, a Andre Drummond zaliczył double - double i ustanowił swój rekord punktowy. 29 pkt., 10/11 zgry (!!!), 11 zbiórek. W czwartej kwarcie Cavs zastosowali taktykę hack-a-Drummond, co nie przyniosło rezultatu, bo Andre trafiał osobiste ze świetną, jak na siebie, skutecznością 9/17. Przypomnijmy, że jest to gracz, który dopiero co wrócił po dwumiesięcznej absencji. Tłoki dogrywają sezon do końca, ale właśnie teraz Dre ma szansę grać dłużej u boku Grega Monroe. O ile wcześniej rezultaty takiego ustawienia były różne, to teraz widać, że obaj czują się coraz pewniej. Greg zaczyna z łokcia, lub w post up na piątym metrze, a Andre atakuje deskę. Jeżeli któryś wychodzi wysoko do pick & roll, drugi jest w pomalowanym. Wiadomo, że głównym wyzwaniem będzie obrona small ball. Ale jeżeli Joe Dumars skompletuje w końcu silną formację obwodową, nie sądzę, żeby obrona Monroe przeciwko graczom typu stretch four była specjalnym problemem.

Tymczasem Drummond jest oceniany przez wielu ekspertów, jako jedna z największych niespodzianek sezonu 2013/14. Pisze o tym choćby Rob Mahoney ze Sports Illustrated, a portal Hoopsworld analizuje potencjał duetu Drummond - Monroe. Drummond jest obecnie klasyfikowany jako trzeci rookie, za Damianem Lillardem i Anthony Davisem. Fakt, że grywał tak mało sprawia, że z czasem może być klasyfikowany jeszcze wyżej w klasie 2013. Co ważne, Drummond jest świadomy swoich zalet i słabości. Nie stara się robić za dużo, a akcje typu shot fake w powietrzu w kontrze przeciwko Rayowi Allenowi, na którego nie powinien w tej sytuacji w ogóle zwracać uwagi, raczej wywołują uśmiech, niż frustrację. Poza produktywnością, Andre wnosi do gry tyle spektakularności, dynamiki i radości, że ma już kibiców pośród trenerów i graczy innych drużyn.

Można biadolić nad kolejnym miernym sezonem i tracić cierpliwość, ale trzeba przyznać, że pośród ekip, które są w przebudowie, Pistons są w czubie pod względem młodych talentów, a żadna nie ma takiego potencjału pod koszem jak Detroit. Uwzględniając sytuację płacową, nareszcie mamy konkretny powód do optymizmu. Tymczasem zapraszam na spektakl "Dre w Cleveland".


Miły akcent

Pistons w końcu udało się przełamać serię porażek z Bulls, która zakończyła się na ... hmm ... 18. W niedzielę prowadzili prawie przez cały mecz, pewnie krocząc po zwycięstwo. Nie była to też zupełnie gra o pietruszkę, bo Bulls walczą o przewagę parkietu w pierwszej rundzie play off. Miejmy nadzieję, że dla Pistons będzie to zapowiedź nawiązania bardziej wyrównanej rywalizacji z Chicago w nadchodzących latach. Zapraszam na skrót.


Chicagowska tradycja i powrót Jose Calderona do Toronto

Pistons przegrali ostatnio z Chicago i była to ich 18 (!!!) porażka z rzędu przeciwko Bulls. Ale w zasadzie, biorąc pod uwagę aktualne miejsce Tłoków, był to mecz idealny. Po dobrym, zaciętym spotkaniu, w którym błyszczały młode, miejmy nadzieję, gwiazdy Greg Monroe i Andre Drummond, Detroit minimalnie uległo, poprawiając swoje szanse w drafcie.

Natomiast wczoraj Pistons odwiedzili Toronto i był to pierwszy powrót Jose Calderona do hali, która była jego koszykarskim domem przez całą, dotychczasową karierę. Jose miał w ogóle nie grać, ze względu na kontuzję łokcia. Stawił się, rozegrał świetny mecz (19 pkt, 9 asyst), a Pistons wygrali. Publiczność przywitała go owacjami, które powtarzały się jeszcze kilka razy w trakcie meczu, szczególnie jak podczas time out wyświetlono klip podsumuwujący jego dokonania w barwach Raptors (lider w ilości asyst, najwyższa skuteczność osobistych, itd. itp). Calderon to wyjątkowy gracz i bardzo pozytywna postać. Wczoraj też musiał czuć się jak w domu, bo w przerwie pomylił wyjścia i udał się do szatni Raptors;-)

Siłą w ofensywie był, jak zazwyczaj, Greg Monroe (24 pkt). Widać, że Lawrence Frank zmienia rotację i daje szansę młodszym graczom. Dzięki temu, miłą niespodzianką okazał się Khris Middleton, a Jonas Jerebko wykorzystuje swoją szansę, trzymając się tego co robi najlepiej - aktywność, dobry ruch bez piłki, pomoc po obu stronach boiska. Jerebko ma jeszcze szansę, w pewnym stopniu, zmienić obraz nieudanego sezonu i stara się się ją jak najlepiej wykorzystać. Pewnie będzie teraz sporo grał, szczególnie wobec kontuzji oka Jasona Maxiella, która wyklucza go z gry do końca sezonu. W okresie, kiedy o nic już nie gramy, możemy też obserwować zwyżkę formy Rodneya Stuckey i ofensywne zrywy Charliego V. Nie uważam, że Stuckey był dobrze wykorzystywany w tym sezonie, ale chyba nikt nie powinien się łudzić i wiązać z nim większych nadziei na przyszłość.