Też to widziałem i się śmiałem

... a raczej czułem się trochę zażenowany. Pewnie nie tak jak Derrick Rose, ale zawsze trochę. Wiadomo, że Pistons i Bulls mają długą historię rywalizacji i niechęci, ale NBA ma to do siebie, że charakter drużyny zmienia się z dekady na dekadę. Kiedyś darzyłem Bulls sporą niechęcią, teraz mam do nich szacunek, za zespołowość, defensywę i brak niepotrzebnego gwiazdorstwa. Duża w tym role Rose'a.

Heartbreaking loss Pistons - Cavs 100:101

No, może bez przesady. Ale faktem jest, że przeciwko swojemu bezpośredniemu rywalowi w tabeli, Pistons kontrolowali tempo i wynik meczu przez 3 i pół kwarty. Skuteczność była średnia, wiele piłek wyrolowało się z obręczy, ale agresja i zespołowość były na miejscu. Potem Cavs udało się przejąć inicjatywę i to oni uzyskali przewagę w chaotycznej grze. Sędziowie gwizdali zupełnie z kapelusza, co częściej zaszkodziło, niż pomogło Tłokom. Dochodziło do kuriozalnych sytuacji, kiedy 3 dyskusyjne gwizdki przeciwko Pistons były "rekompensowane" również dziwnymi decyzjami przeciwko Cavs. Sytuacja w końcówce, kiedy Kyrie Irving wyskoczył do rzutu, po czym spadł z piłką i sędziowie nie gwizdnęli, stanowi dobrą iluistrację poziomu prowadzenia tego meczu. Mam wrażenie, że trudniej nam się gra przeciwko bardziej nieobliczalnym drużynom, które ja złapią wiatr w żagle, to jadą na tej energii do końca. Cavs są właśnie takim zespołem, przynajmniej przeciwko Tłokom. Z drugiej strony, nie udało się obronić deski na niecałe pół minuty do końca, a wcześniej Tay Prince nie był w stanie ustać Alonzo Gee. To były jednak sytuacje, do których nie powinno dojść, szczególnie jak przez większość spotkania prowadzi się różnicą kilkunastu punktów. Lawrence Frank zagrał szerszą rotacją, bardziej wykorzystując Willa Bynuma i Damiena Wilkinsa. Greg Monroe, który w pewnym momencie się wściekł (tak, tak!!) i zarobił faul techniczny, rozegrał dobre spotkanie - 19pkt, 11 zbiórek, 7 asyst. Brandon Knight rzucił 24 pkt., przy 25 Irvinga. Prince niestety popełnił po raz kolejny błąd, który prześladował go na początku sezonu. Rzucał za dużo, jak nie wchodziło!! Powinien być sprytniejszy i wiedzieć, że nie jest pierwszą opcją w ofensywie. Nie musi niczego udowadniać.Oczywiście liczę, że Pistons wybiorą w drafcie wysokiego, ale co jeżeli Harrison Barnes i Michael Kidd Gilchrist będą do wzięcia? Mówi się, że w drafcie bierzesz najlepszego zawodnika bez względu na pozycję. A jak Anthony Davis, Thomas Robinson, Andre Drummond (mam nadzieję) zostaną już wybrani? Obsadzenie pozycji SF może być w przyszłości pierwszoplanową potrzebą. Kyle Singler podobno coraz lepiej czuje się w Hiszpanii, a Prince nie będzie młodszy. Mogę sobie wyobrazić, że Pistons biorą Barnesa czy Gilchrista, w drugiej rundzie wybierają wysokiego, a Prince stopniowo przechodzi do roli rezerwowego. Ale z takim parciem Taya na piłkę, raczej nie widzę możliwości płynnej zmiany warty. Cóż, pewnie i tak wybierzemy wysokiego, bo, co pisałem już kilka razy, jest w kim wybierać a najlepszym graczem do wzięcia może być właśnie podkoszowy. Tymczasem jutro Raptors w Toronto. Mam nadziej, że drużyna się zregeneruje, bo dobrze byłoby to wygrać.

It's halftime

... You know you got the mad fat fluid when you rhyme, it's halftime ...
Po wczorajszym, kolejnym zwycięstwie nad Celtics, tym razem u siebie, Pistons są na półmetku skróconego sezonu. Bilans 11-22, ale zdecydowanie na fali wznoszącej. Jak wysoko ich ta fala zaniesie - trudno przewidzieć. O play off raczej nie powinniśmy myśleć, ale miło jest patrzeć, że Lawrence'owi Frankowi udało się wdrożyć system, zdefiniować role, ustabilizować zespół, a zespół nauczył się co robić, żeby wygrywać. Frank mówił, że przyjmuje szerszą perspektywę i ważniejsze od zwycięstw jest dla niego to czy grają lepiej z meczu na mecz. Po bolesnych doświadczeniach początku sezonu, forma w końcu zaczęła rosnąć i z ostrożnym, ale zdecydowanie, optymizmem możemy patrzeć w przyszłość. Nie zawsze ci sami gracze są liderami na boisku, ale drużyna wie jak grać, przez co jest coraz mniej zależna od indywidualnych osiągnięć. Chyba największe zmiany zaszły po bronionej stronie parkietu. Dzięki agresywnej defensywie na obwodzie, dobrym podwajaniom i szybkości, Tłoki w dużym stopniu zniwelowały niedostatki wzrostu i atletyzmu w pomalowanym. Więcej przechwytów i dobra praca na deskach pozwala grać w szybkim ataku, co jest jednym z podstawowych założeń ofensywy. Brandon Knight i Rodney Stuckey dobrze czują się nakręcając tempo i biegając do kontr, a wysocy, zwłaszcza Jonas Jerebko, pozostają tylko o krok w tyle. Frank ogłosił, że jeżeli wybronią akcję, mogą grać co chcą, bez realizowania schematów. W ofensywie half court jest jeszcze wiele niedostatków i wciąż brakuje silnej opcji na low block. Ale i tu jest postęp. Na przestrzeni ostatnich 10 spotkań, Tłoki są 17tą ofensywą i 10tą defensywą w lidze. W całym sezonie nie wygląda to już tak dobrze  - 27me miejsce w ofensywie i 13te w obronie. Ale widać jak na dłoni gdzie jesteśmy i w którą stronę zmierzamy. Duuużo jest jeszcze do zrobienia w tym sezonie i kolejnych, ale pierwszy etap mamy, mam nadzieję, za sobą. Drużyna wie jak grać, walczy, coraz lepiej się ich ogląda i zaczynają kolekcjonować zwycięstwa (przypominam, że ostatnio 7/9). Keep it up guys!!

Cousins - Monroe 1:0, Kings - Pistons 108:114

Tłoki wygrały 6 z ostatnich 8 spotkań. Piątkowy mecz u siebie z Sacramento miał scenariusz, który staje charakterystyczny dla Pistons - przegrywają przez większość spotkania, utrzymując deficyt na poziomie kilku, do 10 pkt., w IV kwarcie robią kilka skutecznych akcji w obronie, zdobywają punkty w szybkim ataku i utrzymują prowadzenie do końca. Kings byli skuteczni i przez prawie cały wieczór Tłoki nie mogły znaleźć odpowiedzi na Tyreke'a Evansa (16pkt., 9 asyst, 6 zbiórek), który otwierał drogę do kosza Marcusowi Thorntonowi (24pkt.). DeMarcus Cousins siał popłoch, nie tylko w pomalowanym, a Greg Monroe (3 pkt. 1/7, 8 zbiórek) zupełnie sobie z nim nie radził. Ale Cousinsem zajął się Ben Wallace, a backcourt Pistons zagrał najlepszy mecz w tym sezonie. Rodney Stuckey i Brandon Knight zdobyli razem 59 pkt, odpowiednio 36 i 23, przy dobrej skuteczności (Stuckey 12/20) i tylko jednej stracie!!! Stuckey rzucał, a Knight bardziej dystrybuował (10 asyst). Postawa Stuckeya wymaga osobnego posta, bo ostatnio nie tylko gra rewelacyjnie, ale ... hmmm, równo. W obronie twardo i nieustępliwie, a w ataku, nawet jak dużo kozłuje, to jest w stanie lepiej kończyć akcje. Poprawił też jumper i czasem trafia trójkę. Jeżeli na dobre znajdą z Knightem groove, mogą na dobre stać się siłą napędową Tłoków. Tayshaun Prince (22 pkt.) rozegrał kolejny dobry mecz, trafiając ważne jumperki w izolacjach. That's all she wrote ...

Greg Monroe i Brandon Knight w Rising Stars Challenge

Od tego roku, podczas weekendu All Star, nie będzie już meczu Rookie - Sophomore, za to mamy tzw. Rising Stars Challenge, gdzie dwóch menadżerów wybiera pierwszo i drugoroczniaków spośród grupy wyselekcjonowanej uprzednio przez coachów-asystentów. Taki mały draft, który właśnie się rozegrał. Emocji nie brakowało, szczególnie, że rolę GMów pełnią Charles "Chuck" Barkley i Shaquille "Black Pat Riley" O'Neal. W ten sposób w Team Shaq znaleźli się Greg Monroe i Brandon Knight. A wyglądało to tak. Mecz zostanie rozegrany 24.02.

Pistons - Rondo 1:0

Pistons utwierdzili mnie w przekonaniu, że druga część sezonu będzie zdecydowanie lepsza. Czy na tyle dobra, żebyśmy nie żałowali Top 3 draftu? Mam nadzieję. Wczoraj Celtics zagrali bez Kevina Garnetta. Rywalizacja, choć daleka od czasów potyczek na szczycie Wschodu, miała swoje podteksty. Lawrence Frank wrócił do TD Garden, gdzie pracował przez ostatni rok, Chris Wilcox miał szansę pokazać się jako starter przeciwko swojej byłej drużynie, a Ben Gordon zaliczył swoje najlepsze mecze, jako gracz Bulls, w pamiętnej serii przeciwko Celtics w 2009r.
Przez pierwsze 3 kwarty wyglądało to tak, jakby Tłoki starały się dotrzymać kroku Rajonowi Rondo (35 pkt, 6 asyst, 4 przechwyty), który nie podwajany, atakował obręcz, odgrywał do wbiegającego Wilcoxa (17 pkt), a przede wszystkim egzekwował w post up. Taktyka niepodwajania Rondo okazała się skuteczna, bo Pistons kompletnie wyłączyli Raya Allena i Paula Pierce'a (po 10 pkt, w sumie 4/16 z gry). Celtics nie udało się odskoczyć na więcej niż 5 pkt, a na 4 kwartę schodzili bez prowadzenia. W czwartej Pistons przycisnęli w defensywie i udało im się zdobyć kilka łatwych punktów w szybkim ataku. Ben Gordon chyba faktycznie czuje się bardziej zmotywowany w Bostonie, bo odegrał rolę super zmiennika, trafiając 4/6 trójek i zdobywając 22 pkt w 28 minut. Wobec problemów Brandona Knighta, Rodney Stuckey przejął rolę głównego ball handlera i zapisał na swoim koncie 25 pkt., przy agresywnej grze po obu stronach parkietu.Greg Monroe też zaliczył 22 (11/14!!!) oczka, często trafiając z dystansu - z okolic łokcia, ale też kilka razy bliżej trójki. Za to zebrał "tylko" 9 piłek. I Pistons już się nie oglądali za siebie wygrywając 98:88. Byli stabilni i dobrze dzielili się piłką. Udało im się też ukryć słabszą dyspozycję Knighta i Jonasa Jerebko. Aaa, i Ben Wallace zebrał 11 piłek w niespełna 16 minut ;-)))

Wielki wieczór Wielkiego Bena

Wczorajszy mecz ze Spurs był zdecydowanie najciekawszym spotkaniem Pistons w tym sezonie. Niestety przegranym - piszę "niestety", bo draft draftem, ale chciałem zobaczyć jak historyczny i wyjątkowy mecz Bena Wallace'a kończy się zwycięstwem. Body zagrał wczoraj swoje 1,055 spotkanie ustanawiając rekord dla zawodnika niewybranego w drafcie (wyprzedził byłego gracza Spurs i również mistrza NBA, a obecnie trenera NJ Nets, Avery'ego Johnsona). Trochę go jeszcze wyśrubuje do końca tego krótkiego sezonu, zanim na dobre zawiesi buty do kosza na kołku. Natomiast, w dalszej przyszłości, jego koszulka na pewno zawiśnie pod kopułą The Palace. W tym sezonie Wallace wchodzi z ławki, żeby dać 15-20 minut dobrej defensywy, doświadczenia i twardości. Wczoraj było inaczej. Grał ponad 26 min., dłużej niż Greg Monroe, który miał sporo problemów w ofensywie przeciwko Duncanowi. Znak, że ten wieczór będzie szczególny Ben dał na początku 4 kwarty kiedy nieoczekiwanie trafił jumper z dalszego dystansu. Niedługo później, wobec upływających 24 sekund, trafił piękną trójkę ze skrzydła, zmniejszając stratę do 9 pkt. Do tej pory Pistons starali się, ale zbyt często padali ofiarą dobrego ruchu piłki po obwodzie i albo zostawiali niekrytego strzelca na dystansie, albo podkoszowym Spurs udawało się wślizgnąć w pomalowane. Trójka Bena dała sygnał do ataku i Tłoki wyszły na prowadzenie na 5:28 do końca. Wtedy Spurs zaczęli stosować Hack-a-Ben, faulując Wallace'a już w połowie boiska. Big Ben kilka razy trafiał pierwszy osobisty, żeby w drugim zrobić airball. W sumie trafił 4 na 8 i Spurs musieli zmienić taktykę. Walka, często brutalna, toczyła się do ostatniej minuty, kiedy Tony Parker przypieczętował wygraną Ostróg. Pistons nie znaleźli też wielkiego uznania w oczach sędziów. Manu Ginobili zastosował dwa skuteczne flopy, a Ben Gordon był faulowany przez Duncana przy rzucie za 3 w ostatnich sekundach. Gwizdek milczał, a BG dostał jeszcze faul techniczny za pretensje. Trudno, wygraną moglibyśmy zadedykować wiadomo komu, ale też wiadomo kto ma tyle sukcesów na swoim koncie, że nie ma czego żałować - mistrz NBA 2004, 4 razy najlepszy obrońca ligi, 2 razy najlepszy zbierający i 5 razy w All Defensive First Team. A to dopiero wierzchołek góry!! Poza pomocą na parkiecie, Wallace ma nieoceniony wpływ na młodych graczy, będąc przykładem zaangażowania i pracowitości. Na pewno pomógł zbudować początki, mam nadzieję, nowej tożsamości, która pozwoliła Tłokom wygrać ostatnio 4 mecze a wczoraj walczyć do końca. Pistons, choć popełniają dużo błędów, grają coraz intensywniej, nie unikając kontaktu fizycznego. Sporne, twarda walka pod koszem, często zakończona guzami i siniakami, pomoc na zbiórce - to nowość w repertuarze, a nikt nie może być z tego bardziej dumny niż Ben Wallace, w prostej linii boiskowy spadkobierca Dennisa Rodmana, Ricka Mahorna, Billa Laimbeera. Jednak nie szufladkujmy!! Big Ben gra ... grał w innych czasach, kiedy kontakt fizyczny nie był już tak dozwolony. Nie przeszkadzało mu to dominować w oparciu o ... no właśnie, o co? Siła - OK, atletyzm - jak najbardziej, ale nie dajmy się złapać w pułapkę "defensora o niesamowitych warunkach fizycznych" czy "pracowitego gościa". To wszystko prawda, ale Wallace jest po prostu wyjątkowym graczem, którego boiskowe instynkty są rzadkim talentem. A co do warunków, to przez całą karierę grał jako niższy gracz na swojej pozycji, a odkąd  kolana odmówiły mu posłuszeństwa, wciąż jest niesłychanie solidny. Ciągle możemy podziwiać jego maestrię, zaangażowanie i brak niepotrzebnego gwiazdorstwa. Jest pierwszy w sali treningowej i zostaje na siłowni po meczu. Za to jako ostatni jest wywoływany przez spikera na boisko - w końcu, co będzie stał na darmo, wiek ma swoje prawa;-)). Unika szumu medialnego i jak sam stwierdził, jak chcesz z nim pogadać, musisz się z nim spotkać.  Nawet w wieku 37 lat, Pistons będzie go bardzo brakować. Word up Detroit!!!

Szkoda

Pistons mieli szansę na podtrzymanie dobrej passy i przedłużenie, niespotykanej w ostatnich latach, serii zwycięstw. Z kim jak nie z Washington Wizards!! Cóż, niestety to Wizards byli stroną dominującą. Punktowali w szybkim ataku, sami nie pozwalając na to Tłokom. Jeszcze w trzeciej kwarcie wydawało się, że drużyna dostosuje się i uda im się wycisnąć zwycięstwo grając half court offense. Niestety, za dużo strat, za niska skuteczność. Nawet 27 pkt. Grega Monroe nie wygląda tak dobrze, biorąc pod uwagę, że JaVale McGee dominował w pomalowanym. Przynajmniej umacniamy dobrą pozycję w drafcie. Wtorek, środa - San Antonio i Boston. Łatwo nie będzie.

Czwarta wygrana z rzędu!!

Pretty goddamm impressive!! Styl i rozmiar zwycięstwa też robi wrażenie. Można wyróżnić wielu zawodników. Rodney Stuckey był naprawdę zabójczy, Brandon Knight też solidnie. Jonas Jerebko rzucił 20 pkt w 25 min i robił o wiele więcej, a Greg Monroe zdobył swoje zwykłe double-double: 18pkt. 11 zbiórek. Ale to co najbardziej zasługuje na podkreślenie podczas ostatniej zwycięskiej serii, to wspólna praca na deskach. Pistons nie są wysocy, ale na bronionej desce często walczy o piłkę 3 graczy, a niscy czają się na 5 metrze. Większość sytuacji 50/50, kiedy podbijana piłka jest niczyja, pada łupem Tłoków, co umożliwa rozegranie szybkiego ataku. Natomiast w half court konsekwentnie dzielą się piłką, dostając się regularnie w pomalowane, co z kolei otwiera możliwości na obwodzie. Teraz chwila odpoczynku. Keep it up!!

Got a team ...!!?

Podczas mojej absencji Pistons zaliczyli pierwszy w tym sezonie run trzech zwycięstw z rzędu. Łupem Tłoków padli Bucks, Hornets i Nets. Są tacy, którzy będą narzekać, że zespół szkodzi swoim szansom na wysoki numer w drafcie, ale o to bym się nie przejmował. Sądzę, że Detroit i tak nie byłoby gorsze niż Washington, czy Charlotte, przez co szanse na pick numer 1 byłyby niewielkie. Stawiam, że będziemy wybierać z piątego miejsca, gdzie i tak szykuje się jeszcze wielu bardzo dobrych graczy. Tymczasem mało co deprawuje jak notoryczne przegrywanie i nawet świetny gracz z pierwszego miejsca nie byłby w stanie od razu odmienić sytuacji. Jednym słowem, skoro mamy młodych, perspektywicznych graczy, biorę zwycięstwa nad polepszaniem szans w drafcie. A drużynie, być może, udało się ustabilizować formę, która przynajmniej pozwoli im w miarę regularnie rozprawiać się ze słabszymi drużynami, od czasu do czasu sprawić jakąś niespodziankę i nabierać pewności, że podążają w dobrym kierunku. Oto, odgrzewana, ale smaczna garść wrażeń z trzech wygranych:
  • Brandon Knight dołączył do grona wielkich graczy w historii Pistons, którzy nosili maski ochronne. Podobno Brandon nie planuje nosić maski na stałe, ale nigdy nie wiadomo. Zanim ją założył, w meczu z Bucks ustanowił swój rekord punktowy (26) prowadząc drużynę do zwycięstwa. W kolejnym meczu z Hornets złamał nos  pierwszej kwarcie, czym umożliwił Walkerowi Russelowi Jr. zaprezentowanie się w szerszym wymiarze czasowym. Walker udowodnił, że podęcie przez Pistons opcji na gwarantowany kontrakt do końca bieżącego sezonu było dobrym ruchem. Swoją drogą ciekawe co z Willem Bynumem, który podobno po kontuzji wraca do formy meczowej. Wracając do Knighta, ten powrócił już w meczu z Nets gdzie agresywnie gryzł parkiet przeciwko Derronowi Williamsowi, paroma akcjami udowadniając, że jest nie tylko utalentowany, ale też nieustraszony.
  • Greg "Moose" Monroe został oficjalnie mianowany double-doubke guy, kiedy jego statystyki po meczu z New Jersey skoczyły na 16.4 pkt, 10 zbiórek. Nic dodać nic ująć. Monroe jest coraz lepszy z dystansu, zachowując swój nos do zbiórek i dodając coraz więcej ognia do swojej gry. Sprawdźcie 2:07
  • Jason Maxiell najpierw powrócił do rotacji, stając się tym, na co zawsze liczyłem, czyli twardym graczem dającym energię po obu stronach parkietu. Ostatnio wślizgnął się do pierwszej piątki Max schudł 20 funtów i pokazuje, że może być aktywny przez cały czas przebywania na parkiecie i jest też opcją w ofensywie.
  • Za to Jason Jerebko wchodzi z ławki,co nie przeszkadza mu w coraz lepszych występach. Wartość JJa czasem trudno dostrzec w statystykach, ale jego aktywność, waleczność, częste ścinanie do kosza, czym wystawia się na odegrania od Gega Monroe, są po protu nie do przecenienia. Cieszę się, że Jerebko odnalazł się bardziej w grze do kosza, zamiast polegać na swoim rzucie z wyskoku a'la Bill Laimbeer. Świetnie jak go trafia, ale jego chlebem powszednim powinna być walka, ruch bez piłki, bieganie do kontr. W tym jest po prostu najlepszy.
A tymczasem zaczyna się kolejna potyczka z Nets, tym razem w Palace of Auburn Hills. Go Pistons!!!

Mamy Grega Monroe i nie zawahamy się go nie użyć

W skazanym na spotkanie z dnem sezonie, Pistons udało się niedawno zaliczyć dobre mecze z Miami i Atlanta, w których walczyli do końca, pokazali hustle & energy. Takie przegrane tylko przybliżyły ich do wysokiego numeru w drafcie, a jednocześnie zapewniły rozwój młodych graczy. Niech tak będzie. Natomiast to co wydarzyło się potem - przegrane z Bucks, Sixers i Knicks - nie można traktować po prostu  jako etapu na drodze do rozwoju. Jeżeli gracze doświadczeni często podejmują złe decyzje, wstrzymując flow w ofensywie i/lub są nieskuteczni, a Greg Monroe nie dostaje piłek w środku ani na skrzydle, mimo że jest najskuteczniejszy, to mamy problem. Oczywiście nie jeden, ale ten sezon ma służyć wyłącznie rozwojowi młodych graczy. Lawrence Frank zdaje się dobrze prowadzić Brandona Knighta, ale więcej wypracowanych okazji rzutowych dla Monroe, nie tylko przyspieszy rozwój gracza, który jest na drodze do stania się liderem Pistons na lata, ale da drużynie szansę na lepszą i stabilniejszą grę. Jak pokazało zestawianie zamieszczone na stronie nba.com, Monroe jest czwartym punktującym ligi wśród centrów, dziesiątym zbierającym i piąty pod względem ilości double-double. Dodałbym jeszcze czwarte miejsce, wśród centrów, w asystach. Nie mamy nikogo, kto powinien częściej decydować o przebiegu akcji w ataku pozycyjnym. Monroe ma swoje słabości ale skutecznie je zwalcza. Powiedział, że chce być bardzie asertywny i mieć większy wpływ na grę kolegów i tak robi. Po tym sezonie pewnie dostanie wzmocnienie, a Jared Sullinger, Thomas Robinson, a kto wie, może nawet Anthony Davis już się szykują do gry z Gregiem;-)) Tymczasem potrzebuje wsparcia z wewnątrz i wielu piłek na 4-5 metrze z konta 45. To najlepsze co może nam się przydarzyć.