To się zdarzyło naprawdę

Zawsze pomstuję na NBA, że sezon trwa tak krótko i że w lecie, kiedy można pograć na dworze, trzeba się karmić tylko wspomnieniami i powtórkami. Tym razem było inaczej. Oczywiście będę żałował jak play off się skończy, ale końca sezonu zasadniczego, który był końcem seoznu Pistons w ogóle nie żałuję. Kiedy w końcu gruchnęła wieść, że Tom Gores przejmuje drużynę, pojawiła się motywacja, żeby z nadzieją patrzeć w przyszłość. O nowym przyszłym właścicielu Pistons niewiele można powiedzieć, ale do tej pory mówi i robi same dobre rzeczy. Stwierdził, że jest zaszczycony mogąc kontynuować dzieło Billa Davidsona i że chce przynieść radość i dumę miastu, a drużynie przywrócić blask. PR? Może. Ale wybuchy radości i entuzjazmu na meczach Pistons (umówmy się, nie było to łatwe) i żywe interakcje z fanami pokazują pasję, którą, miejmy nadzieję Gores ma w sobie. O tej pasji mówili  dużo ludzie z jego sztabu i z klubu. Już niedługo przekonamy czy to prawda i co z tego wynika. Tymczasem, spójrzmy wstecz na sezon, który dobrze, że już jest za nami. Oto moje oceny poszczególnych graczy i trenera.

Normalnie, umieściłbym ocenę pracy coacha na końcu. Wiadomo, on kieruje zespołem, ale to gracze są w światłach reflektorów i trener z zasady jest poniekąd w cieniu. Tym razem muszę zacząć od oceny Johna Kuestera, nie dlatego, że tak bardzo wysuwał się na pierwszy plan, ale jego decyzje w dużym stopniu rzutowały na postawę graczy, o których będę pisał poniżej. Wolę więc nie przemęczać palców, rozpisując się przy każdym, na ile mogło być inaczej gdyby nie postawa coacha. Miejmy to z głowy.
John Kuester od początku miał bardzo trudny orzech do zgryzienia. Skład przeładowany zawodnikami na pozycjach 2 i 3. Weterani z ogromnymi ego i z pretensjami. Ogólny brak równowagi w składzie. Ale po sezonie 2009/10, który był naznaczony niespotykaną plagą kontuzji, to miał być czas odkupienia. Pistons może mieli braki pod koszem, ale suma talentów graczy pozwalała mieć nadzieję, na awans do play off z jednego z ostatnich miejsc. Tymczasem Tłoki poprawiły swój bilans o 3 zwycięstwa. Potencjał poszczególnych graczy zupełnie nie przełożył się na sukces drużyny. Jaka w tym wina trenera? Niestety duża. Umówmy się, Pistons i tak byli w przebudowie, ale ktoś z autorytetem i wizją mógł zrobić z tej drużyny to co Doug Collins zrobił w Filadelfii. Niestety, od początku powiało grozą. Pięć porażek na starcie, dziwne rotacje, bałagan i niezrozumienie. Począwszy od nieudanego eksperymentu z biednym Austinem Dayem jako PF, Kuester popełniał zbyt wiele błędów. Starał się i spalał się w swojej pracy. Wyciągał też wnioski. Problem w tym, że wszyscy naokoło powtarzali setki razy coś, do czego on przekonywał się chyba jako ostatni. Wiem, trener nie ma obowiązku czytać prasy i blogów i czasem musi podejmować niepopularne decyzje. Jednak niepopularne decyzje Kuestera były złymi decyzjami. Mam wrażenie, że Q od początku starał się unikać konfliktów, do tego stopnia, że zaczął je prowokować. Wydawało się, że unika konfrontacji z Ripem Hamiltonem i wystawia go w pierwszym składzie, mimo, że ten był wyraźnie nieefektywny. Jak w końcu postawił na Bena Gordona, nie odzyskał tym szacunku fanów, bo było już na to za późno. Mniej lub bardziej otwarte starcia pomiędzy Kuesterem a kolejnymi graczami i fatalna atmosfera sprawiły, że Pistons grali nie tylko słabo, ale często bez wiary i bez polotu. Bez wiary w siebie i w klub, który trzyma na stanowisku mało kompetentnego coacha. I tutaj wina Kuestera się kończy, bo moim zdaniem, gracze powinni wykazać się profesjonalizmem i nawet jak coś im się nie podoba, dawać z siebie wszystko w tym systemie, który aktualnie obowiązuje. Niewielu było na to stać. Osobiste urazy i niezadowolenie zbyt często brały górę. W tej sytuacji, Kuester, który trwał na stanowisku, chociażby z powodu zamrożenia wszelkich inwestycji podczas procesu negocjacji sprzedaży klubu, wypracował małą stabilizację. Wydarzyło się tak dużo ekscesów i tyle pomyj wylano na jego głowę, że chyba uwierzył, że skoro przetrwał, to może zrobić coś pozytywnego. No, pewnie przesadzam. Nie była to kwestia wiary, choć zapewne z pewnym momencie musiał sobie odpuścić przejmowanie się. Szczególnie w drugiej połowie sezonu, John Kuester wprowadził kilka pozytywnych rozwiązań. Po pierwsze, przekazał Tracy'emu McGrady rolę rozgrywającego, co wyszło na korzyść cąłej drużynie, a  szczególnie Gregowi Monroe, którego rolę Kuester regularnie zwiększał, w miarę postępów w grze młodego centra. Chwała mu za to. Kolejny pozytyw to odkrycie Chrisa Wilcoxa, który siedział sobie zakurzony gdzieś na końcu ławki. Wilcox zaskoczył dobrą formą i jest trzecim graczem, któremu Kuester umożliwił rozwój, z pożytkiem dla drużyny. Ben Gordon zastąpił Hamiltona w wyjściowej piątce, ale był mało efektywny i Kuester nie bał się z niego zrezygnować, przesuwając Rodneya Stuckey na dwójkę. Po przeciągającym się kryzysie i karnym relegowaniu na trybuny Ripa Hamiltona, Kuester śmiało wprowadził go z powrotem do rotacji, a ten częściowo odkupił swoje winy, odwdzięczając się dobrą grą w końcówce sezonu. Austin Daye, który zaczął sezon w pierwszym składzie na czwórce, przeszedł przez czyściec grzania ławy, też w końcu znalazł odpowiednie miejsce w rotacji Kuestera i kilkukrotnie był bohaterem meczu, wyrastając na specjalistę od decydujących rzutów w końcówkach.
Jakim trenerem jest John Kuester po tylu doświadczeniach sezonu zasadniczego? Na pewno stał się bardziej przewidywalny i ułożył, (czyt. ugasił pożar) sobie relacje z graczami. Pozytywne rozwiązania doprowadziły do małej stabilizacji. Jednak to zdecydowanie za mało. John Kuester, jak sympatycznym i godnym współczucia gościem by nie był, nie jest dobrą opcją dla Pistons. Drużynę czeka zapewne przebudowa składu i strach pomyśleć ile Q zajęłoby wypracowanie kolejnych dobrych rozwiązań. Młody, czy starszy, Tłoki potrzebują dobrego coacha. Potrzebny jest ktoś, kto nie tylko będzie wymagał szacunku, ale stworzy podstawy, żeby go nim obdarzyć. A te podstawy do dobra i spójna wizja drużyny i konsekwentna jej realizacja. Żal mi Johna Kuestera z powodu wszystkich złych rzeczy, które go spotkały, ale to za mało, żeby powierzyć mu stery drużyny na kolejny sezon. Na wiosnę Kuester też wciąż popełniał błędy, nie reagując odpowiednio wcześnie na wydarzenia na boisku, co kosztowało nie jeden przegrany w końcówce mecz. Bardzo ciężko było patrzeć jak się miota podejmując często złe decyzje. Nie był w stanie w pełni wykorzystać mocnych stron Pistons, skądinąd słabej drużyny. Czasem wyglądało to jakby bardziej przeszkadzał niż pomagał. Mam więc szczerą nadzieję, że Tom Gores zdecyduje się zapłacić mu odprawę i zrobi miejsce dla kogoś skutecznego.Ocena w skali 2 - 5: 2

Backcourt

Will Bynum przystąpił do sezonu 2010/11 z nowym kontraktem i z ambicjami walki o pozycję pierwszego rozgrywającego. Przed sezonem pracował nad rzutem z dystansu, w tym za trzy, co było widoczne od pierwszych minut na parkiecie. Niestety, rozszerzając arsenał zagrań, Bynum stracił nieco polot i skuteczność. W pierwszej części sezonu popełniał dużo strat, był chwiejny i nieskuteczny, co doprowadziło do dramatycznego spadku minut w przeładowanym backcourt Pistons. Chociaż nie uniknął starcia z Johnem Kuesterm, Bynum potrafił kontrolować swoją frustrację i czekać na kolejną szansę. Nie uczestniczył w bojkocie w Fiadelfii i robił wrażenie jakby zaciskał zęby i parł do przodu. Opłaciło się, po przerwie All Star Bynum odrodził się, kilkukrotnie będąc najlepszym graczem meczu i niosąc na swoich barkach ciężar gry w kluczowych momentach. Mimo spadku w prawie wszystkich statystykach, wierzę, że zacięty, energiczny, gotowy do poświęceń w każdej sytuacji Will Bynum powróci, żeby naprawdę walczyć o rolę pierwszego play makera. To jednak śpiewka przyszłości. Ocena: 3


Ben Gordon był jedną z ofiar plagi kontuzji w sezonie 2009/10. 2010/11 miał więc być dla niego sezonem odkupienia. Stało się zupełnie inaczej. Statystycznie zaliczył zdecydowanie najgorszy sezon w karierze. Na początku wszystko wyglądało przyzwoicie. Starał się znaleźć swój rytm pomiędzy Stuckeyem, McGradym i Ripem Hamiltonem. Jak w końcu zastąpił tego ostatniego w wyjściowej piątce, poza kilkoma ponadprzeciętnymi występami, nie pokazał nic szczególnego. Kiedy John Kuester zdecydował się wystawiać w wyjściowej piątce backcourt McGrady - Stuckey, Gordon zupełnie się zagubił. Grywał po 20, kilkanaście minut, rzucał 10 punktów.To był drugi z pięciu sezonów kontraktu Gordona z Pistons. Wygląda na to, że BG potrzebuje jasnego systemu, żeby wejść w swój dobry rytm i odzyskać skuteczność. Z resztą nie tylko o skuteczność tu chodzi. Gordon często oddawał 4-5 rzutów w meczu!! Jakby mu nie leżał sposób prowadzenia drużyny przez Johna Kuestera, nie tłumaczy to dołka, w którym się znalazł. Czy wierzę, że może się obudzić? Oczywiście. Co może to sprawić? Zapewne dobry trener, który będzie umiał wykorzystać mocne strony Gordona i dobry rozgrywający, który dostarczy mu piłki w tempo. Plus za profesjonalne podejście i walkę w innych, poza punktowaniem, dziedzinach. Końcowa ocena: 2+

Rip Hamilton. Let the roller coaster begin!! Rip zaczął sezon jako starter i był nim do lutego, kiedy wobec nieskuteczności i po niekończących się lamentach ze strony wszystkich blogerów Pistons, John Kuester wymienił go, wydawało się, na lepszy model. Rip wchodził z ławki. Miał kilka świetnych występów i wiele przeciętnych. W końcu został do tej ławki przykuty, a następnie odsunięty od składu meczowego. Zaczęła się zakulisowa opera mydlana, gdzie Kuester i Rip byli obrażeni, ten pierwszy próbował udawać, że nic się nie stało, a ten drugi winił wszystkich oprócz siebie i powtarzał, że "it's crazy, man!!". W międzyczasie Rip zaliczał nieoczekiwane powroty i znów szedł w odstawkę. W ostatnich dniach okienka transferowego Rip podobno nie zgodziła się na ofertę wykupu jego kontraktu przez Cleveland. Kiedy wydawało się, że rozegrał ostatni mecz w stroju Pistons, nastąpiło niespodziewane przesilenie i Rip nie tylko powrócił do łask, ale też do pierwszej piątki. Sezon zamknął dobrą grą i już był grzeczny. W formie z końca sezonu Hamilton nadal jest najlepszą opcją Pistons na dwójce. Z drugiej strony Pistons zainwestowali w Bena Gordona, a Hamilton już trzy razy miał być sprzedany, tylko Karen Davidson nie wyrażała zgody na kolejne propozycje. Ponadto tragifarsa jaka się rozegrała w trakcie sezonu sprawia, że Rip nie jest już graczem godnym zaufania. Oczywiście, wiadomo było już wczesniej, że ma trudny charakter i wielkie ego, ale w obecnej sytuacji, kiedy Pistons odmładzają skład, nie potrzebują akurat takiego weterana w szatni. Rip wciąż jest bardzo dobrym graczem i mam nadzieję, że odnajdzie się w innym klubie. Dobry koniec sezonu nie może przesłonić nie tylko całego dramatu, ale też niezliczonych fauli technicznych i lekkomyślnego osłabiania drużyny. Biorąc pod uwagę jak dobrym graczem Rip potrafi być, za miniony sezon stawiam mu 2.

Tracy McGrady był bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Na początku wydawało się, że nie ma siły w nogach, ale stwierdził, że potrzebuje jeszcze trochę czasu. Jak powiedział, tak zrobił. W końcu listopada wystrzelił z formą i już nie oglądał się za siebie. Największe wrażenie robiło, to jak T-Mac, scorer przez całą swoją karierę, stał się wszechstronnym graczem, który przytomnie otwiera kolegów i zdaje się zawsze podejmować dobre decyzje. Nie trwało długo, zanim McGrady przejął w drużynie Kuestera rolę point forward. Razem z Tayem Princem tworzyli tzw. veteran leadership, a komentatorzy telewizyjni coraz częściej zaczęli ze zdziwieniem powtarzać "That's old Tracy McGardy!!". T-Mac odciążył Rodneya Stuckey od rozgrywania i walnie przyczynił się do rozwoju Grega Monroe, często wykorzystując go w pick &rollach. W drugiej części sezonu nie uniknął zatargu z Johnem Kuesterem, w wyniku którego wylądował na ławce. McGrady miał pewnie swoje za uszami, ale mam nadzieję, że to nie popsuło jego kontaktów z klubem. Przez większość sezonu był graczem dojrzałym na boisku i poza nim. Pełnił nawet rolę motywatora i pozytywnego ducha drużyny, dodajmy, drużyny w rozsypce. Umiał pogodzić się ze swoim ego, co nie udało się wielu przed nim (patrz: Allen Iverson, Rip Hamilton) i dawać drużynie to czego od niego potrzebuje. A wciąż ma wiele do zaoferowania. Chociaż nie jestem przekonany, że McGrady jako point forward jest pomysłem, na którym Pistons mogą opierać, nawet niedaleką, przyszłość, chciałbym żeby wrócił, bo jego koszykarskie IQ bardzo by się przydało. Ocena: 4+

Rodney Stuckey to chyba najbardziej interesujący przypadek. Stuckey zaliczył prawdopodobnie najlepszy sezon w karierze. Jego statystyki nieco spadły, w porównaniu do 2009/10, ale wtedy często był jednym z niewielu zdrowych graczy na boisku i słusznie czy nie, brał główny ciężar gry na siebie. W minionym sezonie więcej asystował, grając średnio 3 minuty krócej. Ale zostawmy statystyki. Stuckey poprawił rzut z półdystansu i dodał trójkę, co sprawiło, że stał się graczem bardziej wszechstronnym. Ponadto, kiedy T-Mac przejął rozgrywanie, Stuckey wyglądał kwitnąco, grając bez piłki w rękach. Jednak, co było poniekąd do przewidzenia, Stuckey nie stał się dyrygentem ofensywy, ani liderem. Wdawał się często w utarczki z Johnem Kuesterem, co dodatkowo potwierdza, że nie jest materiałem na lidera. Wracając do gry, wciąż nie może znaleźć balansu pomiędzy atakowaniem obręczy, a dzieleniem się piłką. O ile sam Stuckey wygląda lepiej, o tyle reszta drużyny z nim na boisku już niekoniecznie. Trzeba więc ostatecznie pogodzić się z faktem, że Stuckey nie jest i nie będzie dobrym dyrygentem ofensywy. Z kolei, pozycja SG jest w drużynie dość zatłoczona. Jeżeli Stuckey pozostanie Tłokiem na dłużej, widzę dla niego dwa możliwe wyjścia: 1) Pistons pozyskują dobrego rozgrywającego. Stuckey wchodzi z ławki i/lub spędza trochę czasu na dwójce (przy czym należy podkreślić, że Pistons mają już dobrego rezerwowego PG w osobie Willa Bynuma i upchnięcie obydwu z ławki wymagałoby sporo inwencji); 2) Pistons zatrudniają trenera, który wprowadza szybszy i bardziej płynny styl gry, a Stuckey odnajduje w nim miejsce jako podstawowa opcja. Jeżeli, któraś z tych opcji nie zostanie spełniona, jestem za wykorzystaniem go jako elementu wymiany, która wzmocni Pistons tu gdzie naprawdę tego potrzebują - na jedynce i pod koszem. Stuckey będzie w przyszłym roku zastrzeżonym wolnym agentem. Nie sądzę, żeby było dla niego dużo ofert, więc jest też prawdopodobne, że po prostu zostanie jeszcze na rok, a potem zobaczymy. Rodney Stuckey to dobry gracz, którego, siła fizyczna, intensywność w defensywie i dynamika mogą się przydać niejednej drużynie. Niestety, tak się złożyło, że o ile system gry w Detroit nie odmieni się dramatycznie, Stuckey nie jest odpowiedzią na bolączki Pistons. Ocena: 3+

Terrico White. Chciałbym napisać o jego atletyzmie i szybkości, jak również zaskakująco dobrym rzucie z wyskoku, który pokazał w lidze letniej. Niestety nie mam materiału, bo kontuzja stopy wykluczyła go na cały sezon i wobec nadchodzących zmian, nie wiem czy jeszcze zobaczymy go w koszulce Pistons. Brak oceny.

Forwards

Przed rozpoczęciem sezonu 2011/12 (który de facto nie wiadomo czy i kiedy się rozpocznie) Austin Daye jest wciąż nadzieją Pistons i wciąż niespełnioną. Czy to źle? Na razie nie. Daye jest bardzo wiotkiej postury i od początku było wiadomo, że fizycznie będzie się dłużej adaptował do wymogów gry w NBA. Przed sezonem włożył dużo pracy w przygotowanie fizyczne i statystycznie poczynił postępy w każdej kategorii. Nie był to dla niego sezon przełomowy, ale też nie należałoby od niego tego oczekiwać. Natomiast, jak wspomniał Joe Dumars, możliwe, że w kolejnym sezonie obejmie funkcję startującego small forward. Jeżeli tak, to będzie dla niego decydujący moment kariery. Daye ma kocie ruchy, nieprzeciętny talent rzutowy i dobry przegląd pola. Natomiast siłowo i technicznie będzie łatwym celem w obronie i stanowiłby regres wobec tego co defensywnie dawał Tayshaun Prince. Ale dajmy mu szansę. Pod koniec pokazał, że może się przydać drużynie, nawet jak rzut mu nie siedzi - zbiórki, asysty, bloki, zaangażownie po obu stronach boiska. A w najgorszym razie przynajmniej możemy liczyć na podobne akcje http://www.youtube.com/watch?v=YBd9p8lRI0M No i ten psiak http://www.pistonpowered.com/2011/04/austin-dayes-dog-wearing-a-backward-baseball-hat-in-the-passenger-seat-of-a-car/ Pamiętajmy jednak, że jeżeli Daye będzie współtworzył frontcourt Pistons z Jerebko i Monroe, to on wydaje się na razie najsłabszym ogniwem i od niego będziemy oczekiwać największych postępów. Ocena: 3+

Jonas Jerebko. Wieeelka szkoda, że nie zobaczyliśmy go w zeszłym sezonie. Był tak pozytywnym zaskoczeniem 2009/10, że z niecierpliwością czekałem na to co pokaże w swoim drugim roku. Niestety!! Ale podobno rehabilitacja przebiega bardzo dobrze. Jonas wkłada w nią dużo serca, a czuwa nad nim guru Arnie Kander. Wciąż czekam z niecierpliwością ...

Jason Maxiell, poniekąd z powodu dziwnych pomysłów Johna Kuestera, miał sezon pełny wzlotów i upadków. Tyle, że te wzloty nie były zbyt częste i zbyt spektakularne. Maxiell jest jednym z tych graczy, których Pistons maja w nadmiarze - ma silne strony, ale nie potrafi korzystać z nich regularnie i ma braki na swojej pozycji. Jako eksplozywny gracz podkoszowy, wydawałoby się, że Jason powinien znaleźć pewne miejsce w rotacji Pistons. Przez pewien czas, na początku sezonu zaczynał na czwórce, żeby grać po kilkanaście minut w meczu. Potem w ogóle zniknął, uziemiony przez Kuestera na ławie, kiedy akurat mógłby się przydać. Pod koniec sezonu dostał szansę i odpowiedział niezłą postawą. Trudno ocenić taki sezon, bo nie wiadomo komu przypisać  więcej winy, trenerowi, czy zawodnikowi. Ale uważam, że Kuester postąpił słusznie stawiając na Chrisa Wilcoxa, poniekąd kosztem Maxiella. Jason jest tym kim jest i może się przydać, ale nie jest i nie będzie dobrym graczem pierwszej piątki. Pistons mogą go lepiej wykorzystać jako zmiennika i energy guya, niż Kuester zrobił to w minionym sezonie. Ale, mimo całej sympatii do Jasona, to tylko kolejny role player drugiego składu. Pistons mają już kilku PF, którzy nie są materiałem na starterów. Jeżeli umożliwiło by to pozyskanie klasowego podkoszowego, jestem za spakowaniem Jasona i innych asów i oddaniem w ramach wymiany. Ocena: 3-

Tayshaun Prince wrócił w sezonie 2010/11 do grania swojej gry. Poprawił statystyki, był pewną i stabilną opcją. Mimo wyrażanej czasem niechęci do trenera, pozostał profesjonalistą i nie pozwolił, żeby pozaboiskowe kwestie miały znaczący wpływ na jego grę. Niestety, co nie jest chyba do końca jego winą, zbyt często był ustawiany w izolacjach, gdzie miał grać 1 na 1. Od internetowych wielbicieli dostał wręcz przydomek Isolayshaun ;-)) Nie raz wychodził z tego obronną ręką, ale generalnie to nie jest jego gra. Zbyt często miałem też wrażenie, że najchętniej gra z Ripem i czasem ignoruje młodych graczy. Tay zapewne odejdzie przed przyszłym sezonem jako wolny agent albo w ramach sign &trade. Można kręcić nosem, że jego i Hamiltona styl gry nie jest pasuje do reszty odmładzanego składu. Ale faktem jest, że Pistons będzie brakować tak stabilnej i solidnej opcji na trójce jaką jest Tay, szczególnie w defensywie. Ocena: 4

DeJuan Summers był jednym z zawodników, którzy nie uczestniczyli w filadelfijskim bojkocie. Wtedy dostał okazję, żeby się lepiej pokazać. Potem dostawał jeszcze kolejne okazje do gry przez krótkie okresy. Czasem wyglądał nieźle, ale nie potrafił przekonać do siebie coacha na tyle, żeby na poważnie dał mu szansę. Summers jest zawodnikiem, który może grac jako 3 lub czasem 4. Pistons mają już takich graczy i DeJuan nie jest od nich lepszy. Nie wróżę mu więc przyszłości w klubie. Ocena: 3

Charlie Villanueva  włożył dużo pracy w przygotowania przed sezonem. Na starcie, zapewne niesłusznie, przegrał walkę o pozycję pierwszego PF z Austinem Dayem. Kiedy wchodził na boisko prezentował się nieźle, szczególnie pod kątem energii. Jednak stopniowo zaczął się frustrować swoją rolą, co wyraźnie odbiło się na jego grze. Villanueva udowodnił, że jest graczem niedojrzałym i mało odpornym na prowokacje. Historia z Kevinem Garnettem i ostatnia przepychanka z Jasonem Collinsem są tego jasnym dowodem. Na tym etapie, wydaje mi się, że Villanueva nie rozwinie się w przyzwoitego PF i pozostanie graczem ofensywnym z ławki, który może rozciągnąć strefę trójkami. Niech będzie, nie zarabia za dużo. Jeżeli w przypadku Gordona mam szczera nadzieję, że się poprawi, nie mam jej wobec Charliego V. Ocena: 3-

Center

And now ... Ladies and Gentleman, creme de la creme sezonu 2010/11!! Greg aka "Moose" Monroe!!!
Skoro z taką pompą zaczynam recenzję centra, znaczy, że Pistons muszą być drużyną bardzo silną z przodu. No, wiadomo, że tak nie jest, a Monroe nie był może najlepszym zawodnikiem Pistons. Ale to był jego pierwszy rok i patrząc na tempo postępów, pracowitość i inteligencję tego chłopaka, ciężko uniknąć ekscytacji. Monroe'owi poświęciłem już wiele ciepłych słów i zamieściłem wiele hajlajtów. Podsumujmy: 7 nr. w drafcie; straight out of Georgetown, wzrost 211cm, waga 133.4 kg, wg nba.com; pozycja: center/forward. Na początku wielu fanów powątpiewało, że finezyjny gracz, znany z dobrego odgrywania z high post, nie jest odpowiedzią na potrzeby Tłoków. Monroe faktycznie wolno się rozkręcał. Nie zagrał w ogóle w pierwszych meczach. Potem wyglądał na wolnego, niezdecydowanego i dawał się zablokować z zastraszającą częstotliwością. Jednak jeszcze na jesieni, po pierwszym szoku, zaczął odnajdować się na boisku. Najpierw skupił się na zbiórkach i obronie pomalowanego. Okazało się, że mimo umiarkowanej skoczności ma dobre wyczucie i umie się ustawić tak, że piłka wpada w jego ręce. Był też szczególnie skuteczny na atakowanej tablicy, gdzie zgarniał co się dało, bez niczyjej pomocy. Swoje zdobycze punktowe opierał głownie na dobitkach, zbierając tzw. garbage points. Pokazał, że umie wygarnąć piłkę w obronie, jak również ładnie skleić podanie w tłoku pod atakowaną obręczą. Dobrze rozpoznawał swoje mocne strony i robił tyle ile mógł, stając się coraz bardzie efektywnym graczem pierwszej piątki. W obronie używał swoich szybkich rąk, przeciwstawiając się czołowym podkoszowym ligi. Kiedy Tracy McGrady przejął stery rozgrywania, Monroe pokazał, że jest świetnym graczem na pick &rollu. Sukcesywnie zmniejszał też ilość strat i nękał przeciwników ścięciami i łatwymi punktami pod obręczą. Przed przerwą na Weekend Gwiazd, kiedy wielu pierwszoroczniaków przeżywa kryzys, Monroe wrzucił kolejny bieg. Z gracza typowo zadaniowego stał się double - double machine i ważnym elementem ofensywy. Biegał do kontr, nurkował po bezpańskie piłki. W końcu do tego pozytywnego obrazu dołączył, to z czego był znany w college'u, czyli asysty. Próbował też rzutów z półdystansu, pokazując, że i tu ma spory potencjał. A to dopiero początek. W przekroju całego sezonu Monroe zanotował zdobycze na poziomie 9.4 pkt. przy skuteczności 55%, 7.5 zbiórek, 1.3 asysty i 1.2 przechwytów w niespełna 28 minut gry. A trzeba podkreślić, że Pistons nie ustawiali prawie w ogóle zagrywek pod niego. Poza tym, w drugiej części sezonu Monroe notował średnio zdobycze ponad 1.5 raza wyższe.Greg pokazał się też jako dojrzały i odpowiedzialny gracz, bardziej odpowiedzialny niż niejeden weteran w szatni Tłoków. Z zagubionego rookie, którego ruchy były niezbyt skoordynowane, a pewność siebie pozostawiała wiele do życzenia, stał się ostoją drużyny, emanował spokojem i pewnością. Nie na darmo Joe Dumars powiedział, że chciałby żeby Greg Monroe był liderem drużyny na przyszłe lata. Go Greg!!! Sky is the limit!! Choć, wiem, że twardo stąpasz po ziemi ;-)) Ocena: 5+

Ben Wallace po wypiciu eliksiru młodości przed sezonem 2009/10, rok później stracił siły. Nie był zadowolony z pracy Johna Kuestera, chociaż jak to Ben, pozostał dość powściągliwy w kontaktach z mediami. Do tego doszły problemy rodzinne i drobne kontuzje. Ben Wallace jest na skraju kariery i nie wiadomo czy wróci w przyszłym sezonie. Kiedy był na boisku prezentował się jak zwykle dobrze w defensywie. Niestety zabrakło sił, szczególnie na wyskok i dobre zastawianie się, plus szybkie ręce czasem nie wystarczały. W najbardziej dramatycznym meczu tego roku z Toronto Raptors rzucił 27 punktów, w tym trójkę w końcówce. Jeżeli Ben Wallace robi coś takiego, to ofensywa z przodu musi naprawdę być w potrzebie. Ocena: 3+

Chris Wilcox nie był w ogóle rozpatrywany w przedsezonowych prognozach. Po części przez kontuzje, rozczarował w sezonie 2009/10 i nikt się po nim wiele nie spodziewał. Jednak jak pod nieobecność Bena Wallace'a, wskoczył do pierwszej piątki i u boku Grega Monroe dawał z siebie ile się dało. Do tego stopnia, że z gracza definitywnie przeznaczonego do odstrzału, stał się obecnie dość atrakcyjną opcją rezerwową, o ile nie będzie za niego innej, wyższej oferty. Wilcox przypomniał z czego był znany na początku kariery w Seattle, czyli umiejętność kończenia pod obręczą, walka na atakowanej tablicy, bieganie do kontr. Te wszystkie cechy są Pistons bardzo potrzebne. Problemem pozostaje defensywa. Wysiłek i siła fizyczna są OK, ale Wilcoxowi po prostu brakuje umiejętności. Nie jest też dobrym graczem na półdystansie, ale ciężar tej gry, może będzie przejmował Greg Monroe. Jeżeli będzie taka opcja, można go zatrzymać jako rezerwowego C/PF. Ocena: 4


I w ten sposób frontcourt Tłoków zyskał najwyższe oceny. A podobno jest tam dziura. Cóż, oczekiwania nie były też zbyt wygórowane. Co do drużyny jako całości, Pistons byli często i słusznie określani najbardziej dysfunkcyjną drużyną ligi. Nie najgorszą, ale taką, gdzie talenty indywidualne nie przekładają się na sukces kolektywny, tworzą się frakcje i wrze konflikt z trenerem. Fakt, że przetrwała w niezmienionym kształcie przez cały sezon, był spowodowany przeciągającym się procesem sprzedaży. Inaczej się tego nie da wyjaśnić. Ocena: 2

Tłoczny apdejt

W tle play offowej walki, nieśmiało wypływają tematy draftu i zmian na stanowiskach trenerskich na przyszły sezon. W orbicie zainteresowań Pistons może być kilku klasowych coachów. Oprócz, niedawnego zwolnionego, Ricka Adelmana, o którym już pisałem, do wzięcia jest niedawny trener roku z Cleveland, Mike Brown. Wciąż młody, ale doświadczony trener, skoncentrowany na defensywie, komunikatywny. Poza tym, na propozycje czeka Mike Woodson, były trener Atlanty, z która zaliczył cztery sezony postępów - również defensywnie nastawiony coach. Na Woodsona ponoć łakomym okiem patrzą Rakiety, które już się z nim kontaktowały, po tym jak sam Woodson wyraził publicznie chęć prowadzenia drużyny z Teksasu http://www.myfoxhouston.com/dpp/sports/nba/110420-houston-rockets-mike-woodson Pistons będą mogli wykonać jakieś ruchy od końca maja, kiedy liga ma oficjalnie zaakceptować kandydaturę Toma Goresa jako właściciela drużyny. Ciekawe czy i który z trenerów będzie jeszcze wtedy na rynku. Na pewno sztab Tłoków może się kontaktować wcześniej z kandydatami i zawrzeć jakąś wstępną ustną umowę, o ile Gores wyrazi zgodę. I nie zapominajmy, John Kuester wciąż tu jest, a klub wciąż płaci wynagrodzenie dwóm poprzednim trenerom ...
Co do draftu, pojawiło się ostatnio kilka artykułów, o możliwości wyboru przez Pistons wysokiego rozgrywającego Kentucky Wildcats, Brandona Knighta. Knight ma czas do 8 maja na wycofanie swojej kandydatury, ale, jako że większość prognoz uwzględnia go jako Top 10 lottery pick, jest bardzo prawdopodobne, że zdecyduje się przejść na zawodowstwo. Tutaj więcej o Rycerzu w kontekście Pistons http://www.freep.com/article/20110422/SPORTS03/104220405/1051/Is-Kentucky-s-Brandon-Knight-Pistons-future-starting-point-guard- I jeszcze http://www.pistonpowered.com/2011/03/detroit-pistons-draft-dreams-brandon-knight/ A tu profil z draftu http://www.nbadraft.net/players/brandon-knight Osobiście byłbym chyba za wybraniem rozgrywającego, a pozyskaniem wysokiego w drodze wymiany i w drugiej rundzie draftu. Jak wielka by nie była dziura pod koszem Tłoków, wydaje mi się, że rozwój drużyny cierpi jeszcze bardziej na braku stabilnej opcji na rozegraniu.

Don't ruin the play off game!!!

Play off time baby!! Rywalizacja większości par już wygląda baardzo interesująco i mamy pierwsze niespodzianki. Niestety po raz kolejny sędziowanie niepotrzebnie wysuwa się na pierwszy plan. W pierwszym meczu Mavs z Blazers, rozgrywanym w Dallas, gospodarze dostawali się niezliczoną ilość razy na linię wolnych, szczególnie w czwartej kwarcie. Dallas zagrało bardzo dobrze i agresywności Jasona Terryego i Dirka Nowitzkego zawdzięcza zasłużone zwycięstwo. Portland jakby nie umiało sięgnąć po swoje atuty - atletyczność, umiejętność kontroli tempa, penetracje, etc. Jednak gorliwość z jaką sędziowie posyłali Teksańczyków na linię jest zastanawiająca. Wiadomo, że statystycznie drużyny gospodarzy częściej wykonują osobiste i już to jest zastanawiające, ale dysproporcja 29 do 13 na korzyść Mavs po prostu nie oddaje tego co się działo w meczu. C'mon!! Trener Blazers Nate McMillan został już ukarany za komentarze na ten temat http://www.nba.com/2011/news/04/18/mcmillan-fined/index.html?ls=iref:nbahpt2
Kolejny przykład, to nieprzepisowa dobitka Kendricka Perkinsa z meczu OKC - Denver, na 1:05 przed końcem, która mocno przechyliła szalę zwycięstwa na korzyść Thunder. W tym przypadku przynajmniej NBA posypała głowę popiołem http://www.nba.com/2011/news/04/18/nba-statement/index.html
Wreszcie we wczorajszym meczu Bulls - Pacers, a jakże, w Chicago, Royowi Hibbertowi absurdalnie odgwizdano  faul ofensywny, w akcji, po której Indiana mogła zbliżyć się na 2 punkty w samej końcówce meczu.
Pamiętam jaki niesmak czułem przed dwoma laty, kiedy w Nene został odesłany na ławkę po dwóch rzekomych faulach, których nikt z komentatorów nie mógł się dopatrzeć. Mecz był rozgrywany w Los Angeles. Nuggets odpadli. Może i tak by odpadli, ale po co ewidentnie gwizdać pod gospodarzy!? Tegoroczne play off naprawdę zapowiada się ciekawie i nie ma potrzeby wysuwania sędziów na pierwszy plan. Może się czepiam. Wiadomo, duża stawka, presja, trudne sytuacje sporne. Ale to wytłumaczenie dla pojedynczych błędów, a nie całego trendu. So please!! Keep it right!! Don't ruin the game!!

Bye, bye Z-Bo

Zach Randolph właśnie podpisał czteroletnią umowę z Memphis i nie będzie dostępny na rynku wolnych agentów, ani na żadnym innym rynku, tego lata. Szkoda, bo Detroit nie jest miejscem przyciągającym gwiazdy z wolnego rynku, a były znaki, że Z-Bo byłby gotowy przyjść do Motown. W tym sezonie gra naprawdę świetnie i właśnie, razem z Markiem Gasolem, odprawili z kwitkiem Spurs w pierwszym meczu pierwszej serii play off.
Z drugiej strony Z-Bo nie jest jedyną i może nie najlepszą opcją na wzmocnienie strefy podkoszowej Pistons. Jak już pisałem, Greg Monroe rozwija pewne cechy, które dublowałyby atuty Z-Bo. Nie to, żeby Zach nie był baaardzo przydatny, tym bardziej, że Monroe szybko adaptuje się do nowych warunków. Ale stało się, a i tak przecież nie było gwarancji, że Pistons by go chcieli i że strony by się porozumiały

Adelman anyone??


Rick Adelman został właśnie zwolniony z posady coacha Houston Rockets. Ruch, moim zdaniem nie najlepszy, bo co jak co, ale trener nie był źródłem bolączek Rockets, którzy i tak radzili sobie dobrze i szczególnie w końcówce sezonu, grali ponad stan. Adelman, w przeciwieństwie do Jerry'ego Sloana, jeszcze nie myśli o emeryturze. Wiem, zaraz pojawiłby się głosy, że Adelman nie pasuje do Detroit. Czyżby? Ósmy na liście najbardziej zwycięskich trenerów ligi, dwukrotny finalista, gość z wielkim doświadczeniem, wizją i charyzmą. Drużyny Adelmana zawsze grały zespołowo, opierając się w ataku o schematy Princeton offense. Czy to znaczy, że grały słabą defensywę? Absolutnie nie. A, przede wszystkim, grały twardo i z poświęceniem. Portland początku lat 90tych, Sacramento dekadę później i ostatnio Houston. Spójrzmy tylko na graczy, którzy najprawdopodobniej znajdą się w składzie na przyszły sezon. Greg Monroe, mam nadzieję, trzon drużyny na wiele lat. Doskonale podaje/odgrywa z high i low post, niesamolubny, dobrze się rusza, zbiera na atakowanej tablicy. Mógłby być najważniejszym ogniwem drużyny Adelmana. Schematy Princeton ma w małym palcu, po dwóch, pełnych sukcesu latach, spędzonych pod okiem coacha Johna Thompsona III. Jonas Jerebko. High energy guy, doskonała dynamika i koordynacja, szczególnie jak na gracza jego gabarytów. Dobry screener, nie musi mieć piłki w rękach, żeby być efektywny.  Wreszcie strzelcy, Ben Gordon, Austin Daye, Charlie Villanueva - wszyscy zyskaliby na szybszym tempie i większej płynności w grze. Nawet Rodney Stuckey, który nie może znaleźć równowagi, pomiędzy zdobywaniem punktów i otwieraniem kolegów, mógłby się odnaleźć w takim systemie. Ruszać się bez piłki umie bardzo dobrze. O Willu Bynumie nie wspomnę. Tak, uważam, że Adelman  byłby świetnym coachem dla młodych Pistons, bez względu na to, kto uzupełni skład w przyszłym sezonie.

Greg Monroe 4 ever!!!

Zapraszam do obejrzenia mixa z akcjami Grega Monroe http://www.youtube.com/watch?v=aeV_aVwC11k
Serce roście ... ;-)) Tutaj z kolei, w klimacie laid back, wywiad z Gregiem, który ponoć boi się pawia ;-)) http://www.nba.com/video/teams/pistons/2011/03/24/GREGFASTBREAKmov-1606307/index.html Nie dziwię się, że, gdyby nie koszykówka chciałby zostać pływakiem. Jest jak woda, znajdzie się wszędzie tam gdzie chce.
Tutaj podsumowanie przełomu, który nastąpił w grze Grega w drugiej połowie sezonu http://www.nba.com/video/teams/pistons/2011/01/25/monroe110125-1532884/index.html , a tutaj jedna z najlepszych akcji http://www.nba.com/video/games/pistons/2011/01/17/0021000604_dal_det_play6.nba/index.html i chyba najbrzydsze punkty sezonu http://www.nba.com/video/games/cavaliers/2011/02/09/0021000773_det_cle_play3.nba/index.html ;-))

Tom Gores lookin good, goin to work!!

Jak na razie, a niewiele czasu minęło, Tom Gores mówi i robi wszystkie pożądane rzeczy. Podkreślił, że jest spadkobiercą Billa Davidsona i że zamierza korzystać z modelu, który przynosił już Detroit sukcesy. Wczoraj był na meczu z Cavs i był jednym z najbardziej podekscytowanych fanów.
Co do przyszłości, zaznaczył, że Joe Dumars na zawsze jest częścią Pistons, ale muszą porozmawiać, żeby upewnić się o wzajemnym zrozumieniu. W ogóle, Gores podkreślił, że na razie, chce obserwować i uczyć się, zanim podejmie decyzję o jakichkolwiek zmianach. Więcej tutaj http://www.detroitnews.com/article/20110412/SPORTS0102/104120368/1127/sports0102/Tom-Gores-is-a-hit-with-Palace-crowd--and-%E2%80%98excited-about-inspiring-the-town%E2%80%99

Tymczasem, mimo gorącego dopingu przyszłego właściciela, Pistons nie udało się wygrać z Cavs i ustanowić rekordu zwycięstw pod rząd w sezonie. Charlie Villanueva chyba bardzo się tym przejął, bo próbował gonić Ryana Hollinsa, z którym wcześniej się przepychał. Hollins go sprowokował i był inicjatorem całego zajścia, ale Villanueva zbyt łatwo dał się podpalić, co tylko będzie działało na jego niekorzyść, bo teraz przeciwnicy częściej będą starali się zaleźć wytrącić go z równowagi. Tutaj całe zdarzenie http://www.youtube.com/watch?v=UiK-YRNGxZM

W wywiadzie, którego niestety nie mogę już znaleźć w sieci, Joe Dumars podkreślił, jak jest niezadowolony z postawy niektórych graczy w tym sezonie. Powiedział, że "TO" było zupełnie nie w stylu Pistons. Przyznał też, że jest pierwszy do wzięcia na siebie winy za obecną sytuację. Dumars krytykujący tak otwarcie graczy to dobry znak. Znak, że zmiany są już możliwe, a przynajmniej będą w niedalekiej przyszłości. Nie było też ciepłych, kurtuazyjnych słów pod adresem Johna Kuestera, który mimo, że chciałby wrócić, mam nadzieję, po raz ostatni poprowadzi drużynę w środowym meczu zamykającym sezon 2010/11.

Joe Dumars podobno zostaje. Kurtyna uchylona.

Publicysta  Detroit Free Press, Drew Sharp http://www.freep.com/article/20110409/COL08/104090403/1089/rss18 donosi, że Tom Gores zapewnił, Joe Dumarsa, że ten może pozostać na stanowisku "jak długo chce". Osobiście cieszy mnie ta wiadomość, bo chciałbym zobaczyć czy i jak Dumars posprząta bałagan, do którego stworzenia sam walnie się przyczynił. Podobno Dumars starał się pozyskać Carlosa Boozera w wymianie za Ripa Hamiltona i zatrudnić Avery Johnsona, ale w obu przypadkach Karen Davidson nie zgodziła się na transakcje, które powiększałyby zobowiązania drużyny. Tym ciekawiej zapowiada się misja naprawcza Joe D, która powinna się rozpocząć w lecie.
Tymczasem Pistons wygrali trzeci mecz z rzędu. Widać, że gracze są wyraźnie zmotywowani nową sytuacją. To dobrze, ale czy nie powinni grać z takim poświęceniem przez cały sezon? Niektórym na pewno tego brakowało. Oglądając ostatnie mecze, momentami przypominały się oczekiwania przedsezonowe. Wydaje się, że brak przywództwa, chwiejny i po prostu słaby coaching, w dużym stopniu zdeterminowały sezon. Ale graczy to nie rozgrzesza, o czym już niedługo.
Stay tuned!!

Nareszcie!!!!!!!!!!!!!!!!

Tom Gores ogłosił podpisanie umowy kupna drużyny http://detnews.com/article/20110408/SPORTS0102/104080427/1127/Tom-Gores-agrees-to-buy-Pistons!! To najlepsza wieść tego długiego i frustrującego sezonu. Czekamy na oficjalne oświadczenie, które ma nadejść w najbliższych godzinach. Umowa będzie mogła więc być zatwierdzona na ostatnim posiedzeniu władz NBA 14go kwietnia. Co to oznacza i co teraz nastąpi? Tego nikt nie wie. Ale blokada na wszelkie ruchy w końcu zostanie zdjęta i drużyna będzie mogła obrać jakiś kurs. Nareszcie!!!
A oto oświadczenia obydwu stron.
Karen Davidson: "We are pleased to welcome Tom Gores as the new owner of the Detroit Pistons and Palace Sports and Entertainment. Just as my late husband, Bill Davidson, was the face of the Pistons, I am confident that Tom will bring the same energy, dedication and love to the organization. I look forward to seeing Tom follow in Bill's footsteps and carry on his legacy."
Tom Gores: “I am very proud to have this opportunity to be part of such a tremendous organization. I know it’s been a long process and I appreciate the patience and support of the Detroit community. I have been impressed with the Davidson family and the way it has protected and built such a storied franchise. I grew up here, I am glad to be back, and I am very excited about all the possibilities looking forward.” Za http://www.mlive.com/pistons/


Yeah!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Łoś atakuje. Trzecia odsłona.

W tej części sezonu, w sytuacji jakiej są Tłoki, trudno jest się czymkolwiek emocjonować i relacjonować mecze, nawet jak idzie dobrze. Po raz kolejny trzeba jednak pochwalić Grega Monroe. W dwóch ostatnich meczach zanotował statystyki na poziomie 22 pkt, 14 zbiórek, 4 asysty, 4 przechwyty, 1 blok z Wizards i 20 pkt, 10 zbiórek, 2 przechwyty, 2 bloki wczoraj z Nets. To drugi najlepszy ofensywnie dwumecz w profesjonalnej karierze Grega, poparty również bardzo dobrą skutecznością z gry i na linii. Widać jak szybko i jak długą drogę przeszedł Monroe. Z zawodnika, który nie wychodził w pierwszych meczach, przez zagubionego wysokiego, który zdecydowanie zbyt często dawał się zablokować, przez zadaniowca od zbiórek, po dodanie gry na pick & roll i seryjnych double double, w końcu  przeistaczając się we wszechstronnego gracza, który jest też w stanie wykreować coś dla siebie, świetnie odgrywa i umie wykorzystywać swoje mocne strony. A to przecież dopiero początek!! Pamiętacie jakie wątpliwości towarzyszyły wybraniu Monroe? A teraz? Czy ktoś tęskni za DeMarcusem Cousinsem? Wybrany z 7 numerem draftu, Monroe zapewne skończy sezon na 3 - 4 miejscu w rankingu ROY. Joe Dumars powiedział, że chciałby, żeby to właśnie Monroe w przyszłości reprezentował klub, nie tylko ze względu na swoją postawę na boisku, ale też poza nim. I wiecie co? Przyszłość właśnie się zaczęła!!

A było to tak

Piękny moment, łzy w oczach http://www.nba.com/video/teams/pistons/2011/04/03/RodmanHalftimeCeremonym4v-1616514/index.html A już niedługo Dennis Rodman dostąpi zaszczytu wstąpienia do Galerii Sław NBA. Tutaj przypomnienie jednego z niesamowitych wyczynów Rodmana
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=Dudpk_7slVY Dennis Rodman 4ever!!!

Tymczasem, Pistons pokrzepieni przykładem Robaka, dzielnie walczyli z Chicago. Niestety przegrali, tak jak wczoraj w Bostonie i czysto matematyczne szanse na play off zostały oficjalnie pogrzebane. Rodney Stuckey najwidoczniej był zmęczony ceremonią w przerwie meczu z Chicago, bo w trakcie drugiej połowy odmówił wejścia na boisko. W nagrodę nie zagrał z Celtics.W wyjściowej piątce zastąpił go Will Bynum.
Cieszy, że przynajmniej gracz, któremu Dennis Rodman pozwolił zachować numer 10, Greg Monroe po raz kolejny zagrał dobry mecz. Grając przeciwko Garnettowi, wyglądał naprawdę dojrzale. Robił po prostu dobre akcje. Jak nie było miejsca, ściągał na siebie obronę i ładnie odgrywał (5 asyst), przechwytywał i znajdował się pod koszem kiedy trzeba.

Już dziś ...

W przerwie meczu Detroit - Chicago, koszulka z numerem 10 i nazwiskiem Rodman zawiśnie pod kopułą  Palace of Auburn Hills. Dobry moment. Kiedyś, na początku kariery, Dennis Rodman hartował się w ogniu rywalizacji Pistons z Bulls. Z Pistons zdobył dwa tytuły, przyczyniając się do zdefiniowania stylu Bad Boys nie mniej niż Bill Laimbeer. Z resztą to nie była jednorodna drużyna osiłków, jak wielu ją określało. Każdy wnosił coś unikalnego, a łączyła ich pasja i zaangażowanie.  Po odejściu z drużyny i pobycie w San Antonio, Dennis zdobył trzy mistrzowskie pierścienie z Chicago. Tutaj świetny tekst podsumowujący jego karierę i obrazujący jak dalece był emocjonalnie zaangażowany w grę http://www.freep.com/article/20110331/SPORTS03/103310523/1051/rss16 Historia o tym jak nie rzucał na treningu, bo wolał obserwować rotację piłki, żeby lepiej przewidzieć jak się odbije, najlepsza!! W ogóle, z materiałów publikowanych o nim, m.i.n przy okazji dzisiejszego uhonorowania, wyłania się obraz człowieka bardzo wrażliwego, którego łatwo zranić i który swoją wrażliwość przekuł w ogromną pasję i poświęcenie.
Dla tych, którym Rodman kojarzy się głównie z tatuażami, przebieraniem i najróżniejszymi barwnymi ekscesami, przypominam: dwukrotny najlepszy obrońca ligi (z Pistons) i siedmiokrotnie w pierwszej drużynie, siedmiokrotny najlepszy zbierający, pięciokrotny mistrz NBA. Dennis Rodman robił różnicę!! I nadal robi!!